czwartek, 22 lutego 2024
BRUCE DICKINSON - The Mandrake Project (2024)
To jedna z tych płyt, o której się mówiło już od kilku parę ładnych lat. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych wokalistów heavy metalowych tj Bruce Dickinson o swojej nowej solowej płycie mówił przy okazji tworzenia "The book of Souls" Iron Maiden. Bruce mówił, że pracuje nad następcą "Tyranny of Souls" i nawet kawałek z owej nadchodzącej płyty wylądował wówczas na płycie ironów. 10 lat tworzenia nowego dzieła, 19 lat od wydania "Tyranny Souls" i o to ten wymarzony dzień nastał i światło dzienne ujrzał 7 album studyjny Bruce;a Dickinsona. Wielkie wydarzenia dla heavy metalowego świata i pytanie czy warto było tyle czekać.
Cieszy na pewno informacja, że przy płycie Bruce;a Dickinson współpracował z Roy Z. Osobą z którą nagrał klasyczne płyty jak "Accident of Birth" czy "The Chemical Wedding". To dawało nadzieje, że to może być równie ciekawa płyta. Wiele osób pokładało nadzieję i wiele pewnie chciałoby usłyszeć coś na miarę tych kultowych płyt. "The mandrake Project" to zupełnie inny album, choć słychać, że to wciąż ten styl, który został wypracowany na wcześniejszych płytach. Jest sporo heavy metalu, jest też coś z rocka czy progresywnego metalu. Nie jest to jednowymiarowa płyta, która da się zaszufladkować do jednego gatunku muzyki. To, że Bruce to wokalista wszechstronny i utalentowany, to każdy wie. Tutaj może czarować swoim głosem, budować nastrój i przez to często tworząc taki klimat teatru, przedstawienia. To spora zaleta tego krążka, to jest coś co go wyróżnia. Całość jest spójna, zróżnicowana i klimatyczna. Czego brakuje? Na pewno tej przebojowości, dynamiki, energii z tamtych płyt. "The Mandrake project" ma inne priorytety i to słychać od pierwszych dźwięków. Klimat daje się we znaki na okładce, w mocnym, mrocznym brzmieniu. W partiach gitarowych Roy Z, które są pełne emocji i mrocznego feelingu. Jest w tym pasja i finezja. Skład uzupełnia Dave Moreno na perkusji i Mistheria na klawiszach.
Cała ta otoczka i rozmach robią wrażenie, ale czy tworzenie komiksów i innych dodatkowych gadżetów wokół płyty jest konieczna? Czy to szukanie na siłę możliwości zarobienia na fanach? Co kto lubi. Przejdźmy do samej muzyki. Płytę promował otwierający "Afterglow of Ragnarok". Utwór mroczny, klimatyczny i na pewno heavy metalowy. Jest ciężko, ale i podniośle kiedy wkracza melodyjny refren. Utwór imponuje rozmachem i pomysłowym riffem. Na pewno jest to jeden z najciekawszych utworów na płycie i jeden z tych najostrzejszych. Hard rock można wyłapać w przebojowym "Many Doors to Hell" i tutaj Bruce pokazuje, że jego głos do wszystkiego pasuje i w każdym utworze potrafi czarować. Sam kawałek ma prostą formułę i główny motyw gitarowy i to akurat spory plus. Dalej mamy mroczny "Rain on the Graves" , gdzie słychać ten teatralny feeling i urozmaicony wokal Bruce;a. Sam utwór przemyca sporo elementów Deep Purple czy Black Sabbath. Nie podobał mi się na początku ten singiel, ale z każdym odsłuchem zyskiwał. Troszkę słabszy wydaje się nieco przekombinowany i bardziej progresywny "Resurrection man". Z kolei "Fingers in the wounds" przemyca orientalne i folkowe elementy co dodaje uroku. Właśnie te nieco spokojniejsze i nastawione na pomysłowość i klimat kawałki wypadają najciekawiej. Jest wcześniej wspomniany utwór Bruce'a, który wylądował na płycie Iron maiden, czyli "Eternity Has Failed". Utwór brzmi troszkę inaczej, bardziej w stylu solowych płyt Bruce'a, bardziej surowo i nastrojowo. Obie wersje podobają mi się i sam utwór to klasa sama w sobie. Energia i pazur, typowa dla płyt "Accident of the Birth" czy "The chemical wedding" znajdziemy w zadziornym "Mistress of Mercy". Przypominają się lata 90 i kultowe płyty Bruce;a. Miła niespodzianka. Moje serce skradła piękna i nastrojowa ballada w postaci "Face in the Mirror". utwór bardzo pięknie płynie i mógłby trwać i trwać w nieskończoność. Momentami przypomina "Empire of the clouds". Na sam koniec kolos i tutaj "Sonata" pełni rolę nastrojowego, rozbudowana kawałka, gdzie wkraczamy w rejony progresywne. Pełno ciekawych i intrygujących dźwięków, a wszystko przy ozdobione wyrazistym i podniosłym refrenem.
Będą głosy nie zadowolenia, będą głosy narzekania, że to już nie to samo. Już widzę, te komentarze, że nie ma ognia, agresji z starych płyt, ale wiecie co? "The mandrake Project" to dojrzała i równa płyta, która imponuje rozmachem i mrocznym, ponurym klimatem. To wszystko współgra ze sobą i jest spójne. Płyta jest w miarę równa i to też spory atut. Jakbym miał ustawić wg najlepszych to najpierw byłby "Accident of the birth", potem "The Chemical Wedding", a na 3 miejscu ląduje "the mandrake project" i to niech posłuży za ocenę płyty.
Ocena: 8.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Podobnie odbieram tę płytę. Spokojnie można postawić ją obok Chemical... oraz Accident... choć jest to trochę inna muzyka. Bruce nie zawiódł i nagrał świetny materiał. Płytę przesłuchałem dopiero 3 razy, mam wrażenie, że ten album będzie zyskiwać z każdym kolejnym odsłuchem.
OdpowiedzUsuńTak kryje sporo smaczków i z każdym odsłuchem robi jeszce większe wrażenie 😁
UsuńDwaj wokaliści IRON MAIDEN prawie w tym samym czasie wydali swoje solowe płyty, chęć do porównania nasuwa się więc niejako automatycznie. Dorobek w I.M. oczywiście zdecydowanie na korzyść DICKINSONA, ale moim zdaniem dwie płyty z BLAZE BAYLEY jakościowo niczym nie odstają, choć to już inna muzyka, ale gdybym porównał ,,X Factor,, do mojej ulubionej z DICKINSONEM, czyli ,,Piece of Mine,, to nawet nie tak znowu wiele się różnią. Dorobek solowy, ten ilościowy na korzyść BLAZE, a jakościowy ? To już kwestia gustu.
OdpowiedzUsuńDICKINSON to nowoczesny człowiek o wielu horyzontach, taki współczesny Leonardo da Vinci pop kultury, a BAYLEY życia usłanego różami raczej nie miał, i nie ma. Jeden zapełnia całe stadiony, a drugiego spotkać można w np. Lubelskim klubie Graffiti.
Eh, żadnego porównania płyt Obu Panów nie będzie, cieszmy się tą ich fantastyczną muzyką, bo obaj nagrali zupełnie różne, ale znakomite krążki. Ciągle pełen energii i mocy BAYLEY, i refleksyjny, i wyciszony DICKINSON, obie te postawy biorę w ciemno.
Porządny album.
OdpowiedzUsuń