Miecze w górę
metalowi bracie, przybrać zbroję, dosiadać swoich koni, czas
wyruszyć na wojnę, a jak na wojnę to z amerykańskim zespołem
BROCAS HELM. Nie będziemy brać jeńców, nie będzie litości
i jest to czas, aby siać zniszczenie. Kto zna moc MANOWAR, kto jest fanem
heavy metalu lat 80, kto wychował się na twórczości MANILLA
ROAD, wczesnym IRON MAIDEN, MANOWAR, czy CIRITH UNGOL ten powinien
oddać hołd amerykańskiemu zespołowi BROCAS HELM, który
zaistniał dzięki dwóm świetnym albumom, zwłaszcza
debiutanckim „Into The Battle”.
Amerykańska kapela,
która została założona w 1982 roku jakby podpisała pakt z
samymi bogami, gdyż mimo tylu lat wciąż mają status aktywny, choć
nic nowego nie nagrali. Kapela, która nie ma najwyższych
lotów brzmienia na swoim albumie, która ma
specyficznego wokalistę, który stawia na surowość,
drapieżność, szorstkość nie powinna przetrwać swoich czasów
i zdobyć uznanie słuchaczy. A jednak tej kapeli udało się
przezwyciężyć to, a wynika to z tego, że zespół stworzył
ciekawy styl i nagrał znakomite kompozycje, które wyznaczały
formułę grania epickiego true metalu obok takiego MANOWAR. Tematyka
związana z średniowieczem i wojnami jest tutaj obowiązkowa i płyta
też w pełni oddaje ten charakter. Surowość, lekki brud, lekki
chaos, a wszystko przemyślane i bardzo klimatyczne. BROCAS HELM na
swoim debiutanckim albumie uformował swój styl, który
zawiera elementy amerykańskiego epic metalu, brytyjskiego NWOBHM w
stylu ANGEL WITCH, czy IRON MAIDEN, hard rocka z lat 70, czy też
nieco mroczny, bojowy klimat, który przenosi na samo pole
bitwy. Naturalne, lekko przybrudzone brzmienie nie tylko nadaje
płycie klimatu, ale również znakomicie współgra z
partiami gitarowymi Bobiego Wrighta, który wie co to
melodyjność, atrakcyjne granie, chwytliwe melodie, złożona forma
utworów, bogate aranżacje wypchane znakomitymi, finezyjnymi
solówkami czy tez riffami. Jego gra, specyficzny wokal, który
jest taki nieco barbarzyński świetnie współgrają z owym
nieco przybrudzonym brzmieniem. Dla jednych wokal czy brzmienie może
być minusem, ale nadaje to debiutanckiemu albumowi wyjątkowości i
odpowiedniego wyjątkowego, epickiego charakteru. Jest to jedna z
tych cech, które wyróżniają ten zespół.
Jednak prawdziwe zniszczenie można siać nie za sprawą brzmienia,
lecz kompozycji, a te są tutaj naprawdę wyjątkowe i ponad czasowe,
wciąż mimo lat przyprawiają o ciarki i wciąż brzmią świeżo.
Już w otwierającym
„Metallic Fury” pachnie bitwą, wojną, prawdziwym epickim
klimatem i tutaj już słychać owe skrzyżowanie NWOBHM, hard rocka
czy true ehavy metalu i świetny dobór linii melodyjnej,
specyficzny wokal, pomysłowo zagrane partie gitarowe przez Bobiego
sprawiają, że jest to utwór magiczny. BROCAS HELM to kapela
amerykańska, jednak w przypadku „Into The battle” nie
słychać jakoś tego i bardziej można zakwalifikować ten utwór
do NWOBHM i grania spod znaku IRON MAIDEN czy ANGEL WITCH. Nieco
rock'n rollowy, energiczny „Here To Rock” ma coś z
MOTORHEAD i z pewnością urozmaica ten materiał. Czy można
stworzyć ponad 3 minutowy epicki kawałek z mrocznym, wręcz doom
metalowym klimatem charakter i elementami NWOBHM? Słuchając
„Beneath a Haunted Moon” stwierdzam, że można. Dalej
mamy rockowy „Warriors of The dark” i melodyjny przerywnik
w postaci „Preludius”, jednak nie sieją one takiego
zniszczenia jak choćby następny w kolejce „Ravenwreck”,
który wyróżnia się hard rockowym feelingiem i
intrygującymi, finezyjnymi, bardzo melodyjnymi solami gitarowymi i
jest to kolejna petarda na tym albumie. Pomysłowość i ciekawa
aranżacja wyróżniają z pewnością na tle innych kompozycji
taki „Dark Rider”. Energiczna, urozmaicona i taka w
brytyjskim stylu sekcję rytmiczną wyraźnie słychać w dość
dynamicznym, nieco rockowym „Night Siege”, a całość
zamyka dość mroczny „Into The Thilstone”.
Nie ma dłużyzn, nie ma
wypełniaczy, smętnych melodii, nie ma mowy o nudnej muzyce.
Debiutancki album tej formacji zapewnił kapeli pewne miejsce w
gronie epickich formacji grających true metal przesiąknięty
bojowym klimatem. Klasyka amerykańskiego heavy metalu, którą
trzeba po prostu znać i jeżeli lubi się heavy metal lat 80, NWOBHM
czy epicki wydźwięk ten nie będzie zawiedziony.
Ocena: 9.5/10
Ocena zawyżona, muzyka zbyt chaotyczna. Nie każdy grał US Power na najwyższym poziomie jak Omen, Jag Panzer czy Liege Lord i tu chyba kolega nie dostrzegł róznicy poziomów między tymi kapelami.
OdpowiedzUsuńPoza tym to nie jest oryginalna okładka :P
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńłoo matko... a co z tego, że to nie jest oryginalna okładka?? Pojawiła się przy okazji wznowienia tak więc jest jak najbardziej na miejscu...A co to znaczy ocena zawyżona?? według Ciebie ?? może i tak, ale według Łukasza jest taka a nie inna. Wolno mu. Widzisz, piszesz, że Omen czy Jag Panzer grał na najwyższym poziomie. Jak dla mnie nic bardziej mylnego. Znam dziesiątki bandów, które według mnie grały bardziej magicznie od wymienionych przez Ciebie.
Usuń