Hard Rock wymieszany z
heavy metalem, w którym nie brakuje gotyckiego zacięcia tak
można by opisać w jednym zdaniu styl włoskiego DieVanity.
Założona w 2006 roku kapela dopiero w tym roku daje poznać się
całemu światu za sprawą debiutanckiego albumu „Ordinary Death
Of Something Beautiful”. Płyta skierowana do młodego
pokolenia, który ceni sobie nieco nowoczesny hard rock/ heavy
metal, ciężkie riffy, dużą dawkę melodii, czy też występowanie
romantycznych tekstów.
Balansowanie na granicy
lekkości, romantyczności i heavy metalowej zadziorności sprawia,
że cały materiał nabiera uroku i miło się tego słucha. Nie ma
wałkowania w kółko jednego motywu i można natknąć się na
kawałki różnego rodzaju. Występują energiczne, zadziorne,
ostre, utrzymane w heavy metalowej formule utwory, gdzie dominują
popisy gitarowe Machetty/ Di Munna. W takim „Curtains Fall”
, mrocznym „ Kill Vanity” czy ciężkim „Something
Wrong” wybrzmiewa ta cecha najlepiej. Oczywiście wrażenie,
że gdzieś to wszystko się słyszało jest jak najbardziej na
miejscu, z tym że kapela chce grać po swojemu, bez kopiowania
innych kapel. Elastyczność zespołowi zapewnia przede wszystkim
wokalista Federico Cardinale, który ma taki uniwersalny głos,
który pasuje do ostrych kompozycji, ale też lekki wręcz
rockowych kawałków. Przebojowy „Soldiers”
czy lekki „Promise In Words” są tego najlepszym
dowodem. DieVanity to przede wszystkim spec od klimatycznych,
romantycznych ballad i słychać to w tytułowym kawałku, jak
również w „Whatt We Call Love”.
Dobrze zaplanowany
materiał, solidne aranżacje i umiejętności muzyków, które
można zakwalifikować do tych na poziomie dobrym sprawiły, że
debiut DieVanity to całkiem niezła porcja hard rockowej muzyki w
nowoczesnym wydaniu.
Ocena: 6.5/10
Płytę przesłuchałem dzięki uprzejmości :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz