Bestia
jest głodna. Bestia, która ma kły, jest drapieżna i nie
bierze jeńców. By móc egzystować pośród nas
musi pożywiać się ludzkim ciałem, musi mieć wiernych wyznawców
bestii. Znamy już schemat działania bestii, bo przecież grasuje
czyhając na nowe ofiary już od 10 lat. Rodowód niemiecki
sprawia, że bestia jest waleczna, drapieżna i nieznająca litości.
Solidność i perfekcja to jej cechy, które można przypisać
innym z tego rejonu. Bestia zwie się Powerwolf i już dzisiaj każdy
zna tą nazwę. Marka sama w sobie. Lata ciężkiej pracy opłaciły
się, bowiem mamy jeden z najbardziej rozpoznawalnych potworów
heavy metalowego świata, który wypracował swój
własny, rozpoznawalny styl. Krzyże, wilkołaki, nawiązania do
chrześcijaństwa to symbole naszej bestii i znak rozpoznawczy, który
działa jak ostrzeżenie dla nie wiernych czy też słabeuszy, którzy
nie chcą konfrontować się z bestią. Czyżby lęk przed infekcją?
Pierwszy atak Powerwolf w postaci „Return In Bloodred” był
niezbyt przemyślany i jakby niedopracowany w szczegółach.
Jednak nasza bestia niczym doskonały myśliwy ulepszyła swój
sposób atakowania. Już kolejne ataki w postaci „Lupus Dei”
czy „Bible Of The best” przyniosły nie powtarzalny sukces. Tak o
to mało znana komu kapela Powerwolf stała się jedną z najlepszych
w swoim gatunku. Wizerunek nawiązujący do mnichów, do
kapłanów, tematyka o wilkołakach i chrześcijaństwie
podziała na fanów heavy/power metalu jak magnes. Z czasem
jednak co raz ciężej zaskoczyć swoje ofiary. Wdziera się rutyna,
tudzież nawet zjadanie własnego ogona. Dla jednych bestia przestała
wzbudzać strach, a zaczęła wzbudzać śmiech i zobojętnienie. Czy
kolejny atak bestii w postaci „Preachers Of The Night” który
miał stosunkowo nie dawno sprawił że fani heavy/power metal oddali
hołd bestii czy może wygrało poczucie rutyny i dostania tego
samego?
Powerwolf
stał się jednym z nie wielu kapel, która ma swój nie
powtarzalny styl. Attila Dorn o operowym głosie, Flak Schlegel,
który swoimi organami tworzy mroczny, kościelny klimat, a
bracia Greywolf wygrywają melodyjne, energiczne partie gitarowe,
tego nie da się zastąpić. To właśnie decyduje o wyjątkowości
kapeli. Swoją oryginalność kapela zawdzięcza tematyce, a także
wizerunkowi. Bestia zaistniała dzięki ciekawemu stylowi, który
jest jakby nowym spojrzeniem na power metal. Taki wizerunek mi
odpowiada jak najbardziej. Ciekawe wpasowane klawisze, niemieckie
riffy ocierające się o Running Wild, momentami o Gamma Ray( na
nowym albumie to słychać w „Secrets Of The
Secristy”). Taka formuła
sprawdza się tylko pytanie na jak długo. Bestia na trzech ostatnich
wydawnictwach była niezwyciężalna. Na „Preachers of The Night”
kły nieco się stępiły, a atak nie jest już tak zaskakujący jak
wcześniej. Jednak próby urozmaicenia i zaskoczenia można
uznać za godne pochwały. Tu raz chęć stworzenia podniosłego
wydźwięku jak w przypadku „Coleus Sanctus”
, to pójście w hard rockowe rejony („ Secred &
Wild”), czy w końcu
odejście w stronę mrocznego, epickiego grania („Kreuzfeuer”)
. Takie urozmaicenie i próba zaskoczenia jest jak najbardziej
na plus. To, że w nie których momentach poziom nieco spada,
to że ulatuje przebojowość znana z poprzednich trzech albumów
to już inna kwestia. Choć styl i wysoki poziom grania pozostał to
jednak Powerwolf tym razem jakby przykręcił kurek z przebojowością
i to niestety słychać. Jednakże hitów jest przynajmniej
kilka i śmiało można do nich zaliczyć „Amen and
Attack” , szybki „In
The Name Of God”,
rytmiczny „Nochnoi Dozor”
i energiczny „Lust For Blood”,
który zaliczam do tych najlepszych kawałków z płyty.
Tak powinno się grać power metal.
Polowanie
w tym roku można uznać za udane. Bestia zaatakowała znów w
swoim stylu. Dynamicznie i z prawdziwą heavy metalową mocą.
Kolejny jeńcy wzięci i kolejne spustoszenie zostało dokonane. Choć
zwinność i poziom ataku nieco uległ osłabnięciu na przestrzeni
lat, to jednak to jest wciąż ta sama niemiecka bestia, która
nie zna litości, która zna się na rzeczy i wciąż pozostaje
sobą. Może „Preachers Of The Night” jest słabszy od 3
poprzednich albumów to jednak warto znać ten krążek.Pytanie
czy dobra passa Powerwolf będzie tak trwać przez długie lata?
Ocena:
8/10
Ocena adekwatna. W Top 10 chyba jednak płytka sięznajdzie.
OdpowiedzUsuńNie jest źle...AVE POWERWOLF!!! ;)
OdpowiedzUsuńA tak kapela trzyma poziom:D Na niemieckich kapelach raczej mi nie zdarza się zawieść :D Ciekawe jak długo powerwolf utrzyma taki poziom? :D
UsuńOby nigdy. :D
UsuńTeraz mogliby wypromować nowy album na koncertach w Polandii. ;)
En que diablos stan ablando
OdpowiedzUsuńKocham ten album, słuchałem go już dziesiątki razy, te teksty są tak idiotycznie infantylne, że aż chce się włączać ciągle repeat :) :) doskonałe arcydzieło power metalu!
OdpowiedzUsuń