3 lata kazał czekać na
nowy album amerykański Zero Down. Każdy kto słyszał debiutancki
krążek spodziewał się za pewne po nowym wydawnictwie czegoś na
miarę debiutu. Oczywiście Zero Down na drugim albumie o tytule
„Good Times At The Gate Of
Hell”, który
ukazał się w roku 2008 gra dalej heavy metal z elementami hard
rocka. Z tym, że elementy punk rocku nie odgrywają już tak
znaczącej roli. Właściwie to uległy one zatarciu. Drugi album to
właściwie więcej heavy metalu, a mniej punk rocka.
Tej
zasady zespół trzyma się na nowym albumie się dość
kurczowo i nie usłyszymy zbyt dużo patentów z kręgu punka,
co jest zmianą na lepsze. Zero Down na drugi albumie stawia na
bardziej dojrzały styl, który dalej opiera się na elementach
heavy metalu i hard rocka. Dalej słychać wpływy takich kapel jak
Ac/Dc, Motőrhead
czy Thin Lizzy, choć tym razem kapele więcej czerpie z twórczości
Judas Priest. Potwierdzeniem tego jest taki „American
Dream”
czy szybki „Loud,
Proud and Evil”.
Dojrzałość przejawia się nie tylko w kompozycjach. Lepsze
brzmienie, które kipi soczystością i mocą, a także
bardziej zapadająca w pamięci okładka autorstwa Eda Repki to
pierwsze lepsze przykłady tego. O ile debiut brzmiał dość nijako
i niezbyt dopracowanie, zwłaszcza w przypadku kompozycje, o tyle
ten krążek brzmi bardziej dopieszczony i przemyślany. Dojrzałość
wynika z postępów muzyków. Sekcja rytmiczna pędzi do
przodu, dostarczając mocy, wokalista Mark śpiewa agresywniej i
bardziej technicznie, a gitarzyści grają ostrzej i bardziej
metalowa. Nie ma w tym za grosz oryginalności, ale nie można
odmówić Zero Down na tej płycie umiejętności tworzenia
przebojów i dobrych melodii. Dobrym tego przykładem jest
„Sweet
Thing” czy
melodyjny „Die
Wasted”,
w których Mark wokalnie zbliża się momentami do Udo
Dirkschneider. Choć więcej jest heavy metalu, to jednak nie brakuje
hard rocka, który już na debiucie występował w dużych
ilościach. Ta formuła odnajduje odzwierciedlenie w „Knotty
Pine”
czy też „Firebird”.
Wzrost
jakości brzmieniowej, kompozytorskiej i aranżacyjnej to mocna
strona drugiego albumu Zero Down. Drobne, kosmetyczne zmiany, większy
nacisk na heavy metal i hard rocka, mniejszy na punk sprawił, że
kapela zyskała na atrakcyjności. Płytę można polecić każdemu,
kto lubi miks heavy metalu i hard rocka.
Ocena:
7/10
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz