niedziela, 27 września 2015

THE VINTAGE CARAVAN - Arrival (2015)

W roku 2014 niezwykle miłym zaskoczeniem i największym moim odkryciem muzycznym był The Vitange Caravan. Młoda formacja pochodząca z Islandii, która ma na celu namieszać na rynku muzycznym. Z pewnością im się to udało. Debiutancki album to było coś wyjątkowego i świeżego na rynku muzycznym. Fani stoner rocka, hard rocka i psychodelicznego rocka piali z zachwytu i nic dziwnego, bo w końcu zespół stworzył intrygujący styl. Mimo że jest w tym progresja, nutka finezji i psychodelii to jednak musiało to się spodobać ze względu na pomysłowość, wykonanie i nawiązanie do klasyków z lat 70. Któż z nas nie lubi starych płyt Deep Purple, Whitesnake czy Black Sabbath. Ta młoda formacja zabrała nas w niezapomnianą wycieczkę po takich właśnie rejonach muzycznych. Debiut to właściwie płyta idealna i oczekiwania względem nowego wydawnictwa były spore. Bycie członkiem rodzinny wytwórni Nuclear Blast też zobowiązuje do czegoś. Tak w efekcie dostaliśmy w tym roku „Arrival”. Udana kontynuacja tego co zespół zaprezentował na debiucie i właściwie można mówić o swoistym klonie, który nie wiele się różni od swojego pierwowzoru. Wystarczy spojrzeć na okładkę frontową utrzymaną w stonerowym/doom metalowym klimacie, czy na przybrudzone brzmienie, które ma podkreślić hołd dla lat 70. Co ciekawe pod względem muzycznym też można odnieść wrażenie, że słuchamy dokładnie to co rok temu. Progresywne kawałki, pełne melodyjności, ciekawych przejść i wyrafinowania. Może jest tu jakiś schemat i jest to przewidywalne. Jednak ciężko sobie tutaj wyobrazić coś innego niż granie w stylu Deep Purple czy Led Zeppelin. Oskar Logi to motor napędowy tego zespołu i swój talent już prezentuje w znakomitym otwieraczu „Last day of light”. Psychodeliczny, specyficzny wokal to jest coś co go wyróżnia na tle innych wokalistów z tych kręgów. Sam utwór to znakomity hołd dla Led Zeppelin czy twórczości Blackmore'a. Logi pokazuje, że jest przede wszystkim uzdolnionym gitarzystą. „Monolith” nieco bardziej energiczny i bardziej treściwy w swojej formie. Kto lubi szybsze granie i riff rodem ze starych płyt Black Sabbath czy Deep purple ten powinien posłuchać przebojowego „Babylon”. Niesamowity klimat udało się wykreować w posępnym „Eclipsed”, który ma coś z Black Sabbath i to cieszy bo brzmi bardzo klasycznie. Sam utwór bardziej dla fanów spokojniejszego grania. Doom metal z elementami hard rocka świetnie wybrzmiewa w pomysłowym „Crazy Horses”, który również jest jednym z ciekawszych utworów na płycie. Równie podobny ładunek energii zawiera nieco bluesowy „Sandwalker”. Do szybszych utworów zalicza się też w sumie klimatyczny „Carousel”. Jest jeszcze rozbudowany i progresywny „Winter Queen”, który pokazuje dlaczego ten zespół odniósł taki sukces. Całość zamyka lekki i przyjemny „Five months”, który oddaje to co piękne w rocku z lat 70. Płyta brzmi jak prawdziwy klasyk nie tylko ze względu na brzmienie, ale właśnie za sprawą świetnego materiału. Jest przebojowo i klimatycznie, a płyta potrafi zaskoczyć. Miło jest znowu się wybrać do czasów kiedy swoje pierwsze kroki stawiały Deep Purple czy Led Zeppelin. Znów The Vintage Caravan dał czadu i pozamiatał scenę hard rockową. Brawo.

Ocena: 9.5/10

2 komentarze:

  1. Świetna płytka...dzięki! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Debiut też mega:D z podobnych klimatów Demons Eye i Wolfmother polecam:D Ty coś z klimatów Rainbow czy Deep Purple słyszałeś ? Jest jeszcze coś wartego uwagi?

    OdpowiedzUsuń