Ostatnio zacząłem
szperać po internecie w celu znalezienia jakiegoś ciekawego
zespołu grającego symfoniczny metal i tak przypadkiem natrafiłem
Chorwacki Angelseed. Jest to młoda kapela, która działa od
2007 roku, jednak dopiero teraz udało im się przebić i wydać swój
własny debiutancki album. „Crimson Deyd abyss” przyciąga uwagę
klimatyczną okładką i w sumie można spodziewać się, że i płyta
jest równie ciekawa. Tak się składa, że Angelseed gra
symfoniczną odmianę heavy metalu, ale nie boi się przy tym
kombinować. Jest gdzieś w tym wszystkim nutka power metalu, czy
progresywnego heavy metalu, jest nawet coś z nowoczesnego metalu.
Razem to tworzy ciekawą mieszankę, choć warto mieć na uwadze, że
przez specyficzną wokalistkę Ivaną Anic płyta nabiera bardziej
komercyjnego wydźwięku. W ich muzyce można doszukać się wpływów
takich kapel jak Epica czy Nightwish, ale zespół próbuje
tworzyć coś własnego, które nie będzie kalką innego
zespołu. Debiutancki album jest urozmaicony i pełen niespodzianek,
jednak nie wszystko musi się podobać. Na pewno warto tutaj wyróżnić
energiczny otwieracz „Bloodfield”, który
nastraja nas pozytywnie. Nutka progresywności pojawia się w
zakręconym „Dancing with the Ghosts”, który
pokazuje jak zespół jest elastyczny. Jednak na płycie jest
pełno też nie potrzebnych komercyjnych, wręcz popowych momentów.
Taki „Man with black roses” zespół mógł
sobie odpuścić, bo nic ten utwór nie wnosi do całości.
Niestety ale takich wypełniaczy jest znacznie więcej, co przedkłada
się na jakość materiału. Z całej płyty w pamięci zostaje
klimatyczny „Fallen Angel”, agresywniejszy
„Shizohead”, czy podniosły „The healer”.
Jednak kilka przebłysków i kilka ciekawych momentów to
za mało, by zaistnieć w tym roku i by w pełni zadowolić
słuchacza. Jest to płyta z serii posłuchaj i zapomnij. Na jeden
raz potrafi umilić czas, ale na tym kończy się jej rola. Szkoda,
bo mogło to być coś znacznie ciekawszego.
Ocena: 4.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz