Horrory i opowieści z
dreszczykiem to żyzny grunt dla heavy metalu. Zawsze w parze szły
te dwa światy i znakomicie do siebie pasują. Wystarczy odpalić
wiele starych płyt heavy metalowych by się o tym przekonać,
zresztą wiele okładek heavy metalowych jest utrzymane w tonacji
grozy. Norweski Critical Solution podobnie jak King Diamond lubi
tworzyć ciekawe historyjki z dreszczykiem na bazie których
zbudowany jest album. Działają od 2005 roku i już dorobili się
dwóch albumów, z czego najnowszy „Sleepwalker”
ukazał się w 2015r. Jest to muzyka, która łączy sobie
twórczość takich kapel jak Metallica, King Diamond, Mercyful
Fate,czy Testament. Starają się połączyć heavy, thrash metal i
opowieści grozy, co daje nam ciekawą mieszankę. Specyficzny głos
Christera nadaje odpowiedniej tonacji całości i przyczynia się do
tego, że brzmi to naturalnie. Potrafi śpiewać zarówno
agresywnie, ale kiedy trzeba śpiewać łagodniej to też to potrafi.
Znacznie więcej dobrego robi duet gitarzystów. Właśnie
praca Christera i Tova układa się nadzwyczaj dobrze i to było
słychać na udanym debiucie. Tak samo jest i tutaj, gdzie wszędzie
pełno mocnych i dynamicznych riffów czy złożonych i
melodyjnych solówek. Do tego bardziej klasyczne brzmienie, z
nutką przybrudzenia i mamy naprawdę porządny album. Critical
Solution to nie zespół, która ma nas zachwycić
pomysłowością i nowym podejściem do tematu., Ich celem jest
zapewnić nam rozrywkę i przypomnieć co to znaczy dobry
heavy/thrash metal. Na płycie szczególną uwagę zwracają
dwa kawałki, w których pojawiają się znakomici goście.
Pierwszym jest mroczny, rozbudowany „Lt Elliot” z
udziałem Mika Lagrena. Jest to dość ciekawy kawałek, który
jest dość psychodeliczny i pełen akcentów Black Sabbath.
Brzmi to intrygująco. „Back From The grave” to
plejada ciekawych i bardzo klasycznych popisów gitarowych.
Klasę pokazują Denner i Shermann z Mercyful Fate. Soczysty
heavy/thrash metal, który ma sporo z Metallica czy Mercyful
Fate. Na tych dwóch utworach płyta nie kończy się. Mamy też
rozpędzony i przebojowy „Sleepwalker”, czy
energiczny „Welcome To Your Nightmare”, które
idealnie pokazują potencjał tej kapeli. Nie zabrakło też momentów
spokojniejszych, bardziej klimatycznych i przykładem tego jest
choćby taki „Murder in the Night”. Zespół
potrafi być elastyczny i nie gra na jedno kopyto. Potrafią odejść
w klimaty Megadeth w „Evidence of Things Unseen”.
Zapytacie się gdzie heavy metal w tym wszystkim, gdzie King Diamond
i nawiązania do Iron Maiden? No to odpowiedź znajdzie w 11
minutowym kolosie „Dear Mother”, który ma w
sobie sporo elementów z „Mother Russia” żelaznej
dziewicy. Kawałek złożony, mający sporo fajnych elementów,
solówek, a każdy z nich wyjęty jakby z różnych
okresów Iron maiden. Niby zlepek różnych fajnych
motywów, niby obstukane, ale melodyjne i zapadające w
pamięci. Nie ma słabych kompozycji, a całościowo materiał jest
solidny i urozmaicony. Co najlepsze nie brakuje petard i hitów,
które napędzają ten album. Jest heavy metal, jest thrash
metal i jest pełen grozy klimat. Norweski band nie pokazał jeszcze
wszystkiego i na razie się rozkręcają. Czekam oczywiście na
więcej w ich wykonaniu.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz