niedziela, 29 października 2023
LEGENDRY - Time Immortal Wept (2023)
Pierwszy raz amerykański Legendry kazał tyle czekać swoim fanom na nowy materiał. 4 lat minęło od czasu premiery "The wizard and The Tower keep". Nie przedłożyło się to na zmiany personalne, ani też stworzenia czegoś wyjątkowego. Najnowszy krążek zatytułowany "Time Immortal Wept" to swoista kontynuacja tego co mieliśmy wcześniej i niestety również i tutaj brakuje czegoś do pełni szczęścia.
W dalszym ciągu są u mnie momenty, gdzie irytuje mnie specyficzny wokal Vidarra. Niby pasuje do grania w klimatach epickiego metalu, ale brakuje mu drapieżności i odpowiedniego podłoża technicznego. Bywają momenty, że utrudnia on odbiór danej kompozycji. Sama warstwa instrumentalna nie jest zła. Mamy momenty ciekawe, pokazujące potencjał grupy, to jednak gdzieś tam pojawia się wtórność, brak odpowiedniego szlifu, czy pazura metalowego, by powalić słuchacza na kolana. To po prostu dobra muzyka, którą dobrze się słucha, ale nie wiele z tego wynika.
Na płytę trafiło 8 kompozycji, co daje nam to ponad 40 minut muzyki. Intro "The bards tale" sprawdza się i wprowadza odpowiedni klimat. Od razu czuć, że band chce nas czarować i wprowadzić w świat epickiego metalu spod znaku Omen, Manilla Road czy Manowar. Stonowany "Sigil Strider" niczym specjalnym się nie wyróżnia. Ani refren, ani główny motyw gitarowy nie przemawia do mnie. Dalej mamy rozbudowany i nastrojowy "the Prophecy". Brzmi to o wiele ciekawiej, ale można odnieść wrażenie, że sam utwór nieco wydłużony został na siłę. Najlepiej band wypada w szybszych kompozycjach i dobrze to obrazuje "Warrior of space and time". Jest heavy metalowy pazur, odpowiednia dynamika i pasja, a nie zmęczenie i grania jakby na siłę. Dobrze słucha się też marszowego "Chariots of bedlam", który momentami przypomina wczesne dokonania Manowar. Mamy w końcu epicki heavy metal z prawdziwego zdarzenia. Na koniec zostaje 11 minutowy kolos "Time immortal wept" i to jest najlepsza kompozycja z tej płyty. Nastrojowa, pełna ciekawych motywów, dynamiczna i czuć ten epicki rozmach. Dla takich utworów nie można skreślać Legendry.
Najnowsze dzieło Legendry nie wnosi niczego nowego do ich dyskografii i odnoszę wrażenie, że zabrakło pomysłów na całą płytę. Mamy znakomity kolos i kilka świetnych momentów, ale jako całość to wypada co najwyżej dobrze. Troszkę przeszkadza mi wokal, troszkę wtórność, ale ogólnie płyta warta posłuchania, choćby ze względu na tytułowy utwór.
Ocena: 6.5/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz