W przypadku brytyjskiego DEMON nie zbyt usatysfakcjonował mnie ich trzeci album, a mianowicie „The Plague”, a wszystko przez zmianę kierunku muzyki i stylu. Porzucenie heavy metalu przesiąkniętego NWOBHM na rzecz progresywnego rocka nie bardzo mi odpowiadało, ale „The Plague” miał kilka przebłysków i ciekawą warstwę liryczną poruszającą kwestie bardziej przyziemnie, bardziej społeczne czy polityczne. Natomiast drążenie tego stylu w postaci „British Standard Approved” nie było dobrym pomysłem. Nie dość, że zespół zatracił gdzieś swój charakter, to jeszcze to granie pod PINK FLOYD. Wraz z tym albumem zaszły zmiany nie tylko stylu, ale też zmiany personalne w postaci nowego gitarzysty Johna Waterhouse'a, basisty Gavina Sutherlanda i pojawił się także klawiszowiec Steven Watts, który wpływ na styl DEMON miał ogromny. Jednak zmiany zmianami, mamy dalej wokalistę Daviego Hilla i Mala Spoonera, którzy są odpowiedzialny za materiał, jednak tym razem się nie popisali. Co z tego, że jest nowocześnie, futurystycznie, dość ambitnie i bogato w dźwięki, kiedy owy materiał nie zachwyca i zbytnio nie trafia do mnie. Pełno jest wolnych, nastrojowych kompozycji, gdzie jest nutka tajemniczości, jest bogactwo instrumentalne tak jak choćby w „Cold In The Air”, ale nic się nie dzieje, ma się wrażenie, że jeden motyw ciągnie się w nieskończoność. W „Touching The Ice” ma się wrażenie powielania pomysłu i najlepiej wypada tutaj wplątanie partii zagranych za pomocą fleta. Sporo jest wypełniaczy, które tylko przeciągają owy futurystyczny motyw, ale muzycznie zawiele nie wnoszą, patrz „Second Stage”, „Hemispheres”. Z tego jednostajnego materiału, który jest monotonny i nie porywający na uwagę zasługuje „The Link”, gdzie jest harmonijny dialog między klawiszami, a gitarami, jest lekkość, jest ładny, ciepły motyw i jest trochę dynamiki, której poniekąd brakuje mi w pozostałych utworach. Za dużo progresywnego rocka, za dużo eksperymentów, za mało konkretnych motywów, zapadających melodii i za mało dynamiki. Ciepłe brzmienie i niesamowita forma wokalna Hilla to jedyne plusy tego albumu. Jeśli już mam przystać na łagodny, nastrojowy, pełen smutku i ciepła DEMON to wybieram wydawnictwa wydane po tym krążku. Ostatni album z Malem Spoonerem i bez wątpienia jeden z najsłabszych krążków tej brytyjskiej formacji. Ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz