Niemiecki GRINDER po ciepłym przyjęciu debiutu „Dawn Of The Living” poszedł za ciosem i nagrał kolejny album, a mianowicie „Dead End”, który ukazał się w 1989 r, czyli rok od wydania poprzedniego krążka. W dalszym ciągu jest niezwykła dynamika, przebojowość jak na album z kręgu speed/thrash metal, w dalszym ciągu mamy tych samych znakomitych i dobrze się rozumiejących muzyków. Jednak to wszystko na drugim lp lepiej brzmi. Produkcja jest bardziej mięsista, partie gitarowy mają w sobie więcej agresji i surowości, czy też naturalności, a wokal Adriana Hahna nawiązuje do Joe'a Belladonny z ANTHRAX i nawiązań do tej formacji jest całkiem sporo, zwłaszcza jeśli chodzi o linię wokalną. Oprócz wokalu, również same instrumenty jakoś lepiej brzmią na tym albumie, mają więcej mocy, głębi, agresji i to świetnie oddaje otwierający „Agent Orange” który zawiera jeden z ciekawszych motywów basowych jakie słyszałem w historii metalu, a słyszałem całkiem sporo. Pierwsze skojarzenia to oczywiście MEGADETH i „Peace Sells” i to dopracowanie pod względem techniki jest podobne. Ale w dalszej części jest coś z KREATOR i ANTHRAX. Oprócz wyeksponowanej partii basowej, mamy też agresywne partie gitarowe oparte na dynamicznej sekcji rytmicznej. I te elementy się przewijają w każdej kompozycji. Zarówno w bardziej rozbudowanym „Dead End”, gdzie melodie są bardziej chwytliwe i bardziej przystępne, aniżeli na poprzednim krążku. Oczywiście nie brakuje szybkich, złowieszczych, wręcz agresywnych kompozycji i do nich zaliczyć należy: „Total Control”, „Just Another Scare”, czy też „The Blade Is Black”. Na albumie znalazło się także miejsce na instrumentalny kawałek „Why”, który jest najbardziej klimatyczną kompozycją na krążku. Również oryginalnie brzmi rock'n rollowy „Train raid” i to połączenie z thrash metalową agresją przypomina mi twórczość ANTHRAX. Każda z tych kompozycji ma w sobie to coś, każda z nich potrafi zaskoczyć, potrafi zniszczyć swoją dynamiką i energią. Wszystko na tym albumie jest perfekcyjne, kompozycje, forma muzyków, brzmienie, okładka autorstwa Marschalla, czy też klimat. Przykład jak powinien brzmieć agresywny thrash/speed metalowy album. Choć, zespół nie należy do sławnych, ani rozpoznawalnych, to jednak warto zadać sobie trochę trudu i zapoznać się z tym albumem. Na pewno nie pożałujesz tych 40 minut. Ocena: 9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz