czwartek, 3 listopada 2011

TORCH - Torch (1983)


TORCH to kolejny zapomniany przez świat zespół heavy metalowy. Szwedzka kapela założona w 1979, której okres działalności przypada na początek lat 80. Po wydaniu 2 EP i dwóch albumów zespół się rozpadł by w 2003 roku się odrodzić. Debiutancki album TORCH został zatytułowany po prostu „Torch”. Muzycznie zespół kontynuuje to co zaprezentował na epce „Fireraiser”, czyli rasowe heavy metalowe granie osadzone w NWOBHM. Choć na debiucie jest już nieco szybsze tempo, jest bardziej energicznie i jest nieco bardziej przebojowo niż na EP. „Torch” to album, który może nie wyróżnia się na tle innych płyt heavy metalowych z tamtego okresu, ponieważ jest to wtórne i takie dość powszechne granie, ale miło się słucha zarówno stonowanego „Warlock” w którym to słychać coś z JUDAS PRIEST, czy też nieco szybszego „Beauty And The Beast” gdzie słychać inspirację IRON MAIDEN, ale są to tylko średniej klasy utwory, które są dobrze wykonane i za wiele nie wnoszą do poziomu albumu. Czego nie mogę powiedzieć o szybkim, ostrym „Watcher Of The Night”, który wyróżnia się thrash metalowym riffem, a także atrakcyjnym pojedynkiem na solówki pomiędzy Clausem Wildem a Chrisem Firstem. „Rage Age” wnosi rytmiczny riff i dużo zadziorności, zaś surowy „Beyond The Threshold Of Pain” wnosi do materiału chwytliwy refren. Jeśli miałbym wybrać najlepszy utwór to wybrałbym speed power metalowy „Hatched Man” . Kompozycja jest przede wszystkim ostra pod względem instrumentalnym jak i wokalnym i tu swoimi umiejętnościami popisał się wokalista Dan Drake, który popisuje się ostrym wokalem i piski w jego wykonaniu potrafią wprawić w osłupienie. Do tego solówka na perkusji okazuje się dość nie typowym i oryginalnym rozwiązaniem. „Sinister Eyes” i „Gladiator” to takie rasowe heavy metalowe kawałki, w których znów jest ukłon w stronę Wielkiej Brytanii. Najsłabiej wypada wg mnie nieco zbyt surowy, zbyt mroczny „Battle Axe”, w którym za wiele się nie dzieje. Tak więc materiał jest nieco nie równy, ale wynagradzają to: surowe, rasowe brzmienie, gdzie każdy instrument jest słyszalny, zwłaszcza bas, a także całkiem udane kompozycje z dużo dawką energii melodii. Niestety jest to wtórny album, zawierający powszechny heavy metal i to bez jakiś świeżych pomysłów. Ot co kolejny rasowy heavy metalowy album o którym świat zapomniał. W sumie nic dziwnego, bo nie jest to wydawnictwo o którym się pisze latami i o którym pisze się obszerne artykuły. Pozycja dla kolekcjonerów i zagorzałych fanów heavy metalu. Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz