Jednym z tych zespołów
power metalowych, który na długo nie zagościł na rynku
muzycznym, a mimo to wpisał się do listy tych zespołów z
górnej półki jest fiński OLYMPOS MONS. Zespół,
który potrafił stworzyć ciekawe melodie, nawiązując do
klasyki typu HELLOWEEN – Keeper Of The seven Keys czy GAMMA RAY –
Land Of The Free, a jednocześnie wymieszać power metal radosny i
energiczny, prosty i melodyjny, z epickim charakterem i
podniosłością, z mrocznym klimatem, które wypełniały
teksty dotyczące historii czy mitologii.
Fiński band, który
został założony w 2002 roku z inicjatywy gitarzysty Jari
Sundströma i wokalisty Ian E. Highhill. Ich celem było
połączenie melodyjności, połączenia kilka patentów
nasuwających symphonic metal, epic metal czy w końcu progresywny, a
wszystko zdominowane przez energiczny, dynamiczny power metal. To
wszystko można usłyszeć zarówno na debiutanckim albumie jak
i na drugim krążku o tytule „Medievil” który
ukazał się w roku 2007. Na drugim wydawnictwie pojawia się nowy
basista, a mianowicie Krister Lundell jednak nie zmienia to
drastycznie stylu formacji. „Medievil” to dzieło skończone, to
wydawnictwo o którym można dyskutować przy herbacie, dzieło
którym można się zachwycać mimo upływu 5 lat, to album
który wciąż brzmi świeżo, który wciąż porywa i
zaskakuje. Fiński zespół nie odkrywa ameryki i nie robi
niczego nowego, jednak potrafił mimo owej wtórności
wykreować swój własny styl, ukształtować ciekawe,
melodyjne, energiczne kompozycje, które przesiąknięte są
epickim charakterem. Tak też zespół się prezentował na
swoich dwóch albumach, a „Medievil” to ich ostatni krążek
i ostatni przejaw działalności. Szkoda, bo zespół
znakomicie radził sobie z kompozytorstwem, z stworzeniem
energicznego, zróżnicowanego, melodyjnego, a przede wszystkim
równego materiału, który brzmiał atrakcyjnie w dużej
mierze dzięki wyczynom muzyków. Ian to wokalista, który
nasuwa takie nazwiska jak Kotipelto czy Kiske. To wokalista, który
śpiewa czysto, podniośle, ukazując na każdym kroku swój
warsztat techniczny i emocje jakie niesie śpiewając. Również
rozpędzona i dynamiczna sekcja rytmiczna napawa optymizmem, ale i
tak to wszystko jest niczym w porównaniu z ostrymi,
zadziornymi, szybkimi riffami Jariego, który stawia na
szybkość, melodyjność i energiczność, które dostarcza
słuchaczowi pewnych emocji. Świetnie on współpracuje z
klawiszowcem Villi Oillia, który jest muzykiem tylko sesyjnym.
Oboje muzycy tworzą ciekawą wieź, uzupełniają się, tworzą
klimat, przestrzeń i taką lekkość, a przez co melodyjność jest
przeniesiona na jeszcze wyższy wymiar.
Dopracowanie daje o sobie
znać na każdym kroku. Piękna, taka typowa dla gatunku okładka
autorstwa Jean Pascal Fournier czy mocne, soczyste brzmienie, to
tylko część tego. Słuchając materiału można tylko się
utwierdzić w tym przekonaniu, że nie ma mowy o wpadce i kiepskim,
nudnym i męczącym power metalu. Każda z 10 zawartych kompozycji to
rasowy przebój co słychać po otwierającym „One Word”
który przypomina HELLOWEEN - „Keeper Of The Seven Keys”
czy GAMMA RAY - „Land Of The Free” i to wymieszanie z epickim
charakterem i klawiszami jest bardzo ciekawym rozwiązaniem, który
sprawia, że kapela wpisuje się do czołówki gatunku. Podobna
konwencja przewija się w zadziornym „Frozen”, w bojowym
„The Emperors Return” gdzie daje się wyłapać nieco
epickiego heavy metalu, czy w melodyjnym „The Price”
odzwierciedlający to co najlepsze w gatunki, czyli melodyjny motyw,
zadziorna sekcja rytmiczna, czy przebojowy refren. Mrok i ciężar to
cechy „Wolves” zaś spokój i romantyczny wydźwięk
to cechy ballady „Fire And Ice”. Oprócz szybkich
petard typu „Kingdom Of Winter” na albumie pojawia się
epicki kawałek w postaci „Locked In Chains”.
„Medievil”
to przykład jak grać power metal na wysokim poziomie, to przykład
że można stworzyć własny styl mimo zapożyczenia kilku
sprawdzonych patentów, to przykład że można nagrać
wyśmienity album na patentach odkrytych kilka lat wcześniej.
Szkoda, że zespół się rozpadł niedługo po wydaniu, bo
drzemał w nich ogromny potencjał. Pozycja obowiązkowa dla
prawdziwych fanów power metalu.
Ocena:
9.5/10
Szkoda bandu,chciałoby się jeszcze ich posłuchać,ale...:((
OdpowiedzUsuń