Wydany trzy lata temu
„Rough and Tough” przez amerykański Midnight Chaser nie podbił
mojego serca. Wzorowanie się na Judas Priest, Saxon czy Iron Maiden
to jeszcze nie zbrodnia, ale nagrać taki nijaki i bez mocy album to
już tak, zwłaszcza że wszystko było podane na tacy. Zapomniałem
o nich, ale widać album miał swoich odbiorców, bowiem
obecnie promują drugi album „Lions Choice” i można odnieść
wrażenie że wyciągnęli wnioski jeżeli chodzi o zarzuty z
poprzedniej płyty.
Zmieniono nieco logo,
teraz wygląda bardziej poważnie, bardziej profesjonalnie. Okładka
nie jest kiczowata i jednocześnie dalej przypomina nam lata 80.
Skład też uległ nieco zmianie, bowiem pojawił się nowy
wokalista, a mianowicie pan Shapiro, który nie wyróżnia
się na tle wielu innych młodych metalowych wokalistów, ale z
pewnością potrafi śpiewać i wie jak nam przybliżyć czasy kiedy
furorę robiły takie kapele jak Judas Priest czy Saxon. Jest też
nowy gitarzysta, a mianowicie Zack Ohren i słychać, że wniósł
zespół na nieco inne tory. Dzięki niemu muzyka nie jest taka
sztywna ani amatorska. Jest to wszystko zagrane z pasją, z pomysłem,
z miłości do metalu. Mamy do czynienia z wtórnym tworem,
który nie da się umieścić w jednym stricte dziale. Jest
hard rock, jest heavy metal, a nawet momentami speed metal. To dodaje
odrobiny urozmaicenia i zapewni większy wachlarz repertuaru, który
może przyciągnąć szersze grono fanów. Brzmienie też jakby
bardziej podrasowane, bardziej wyraziste i dalekie od tandety. Zespół
gra prosto i w otwieraczu „Lions choice” nie kryją
się z tym. Typowy utwór wzorowany na tuzach z lat 80. Słucha
się tego przyjemnie i co ciekawe zapada w pamięci. Tak więc jest
postęp w stosunku do bezpłciowego debiutu. Hard rock, nutka speed
metalu i mieszanka Motorhead i Iron Maiden, a sumą tego równania
jest energiczny „Rollin”. Krótki i zwarty
kawałek o bardzo pozytywnej energii. Midnight Chaser nie radzi sobie
z wolniejszymi kawałkami i to słychać w „White dream”.
Na płycie jest więcej solówek, popisów gitarowych, a
tego brakowało na debiucie. Dobrze to uchwycono w „Juicer”.
Dalej mamy „Cry Wolf” w którym jest
mieszanka Judas Priest i Iron Maiden. Riff jest nieco skostniały i
zagrany jakby na siłę, a to nieco drażni na dłuższą metę.
Lepiej wychodzi im granie z polotem, z większym luzem tak jak to ma
miejsce w „Down For Whatever”. Całość zamyka
„The Hunt”, który jest najdłuższym utworem na płycie,
ale sam kawałek nie wiele wnosi. Ile to już takich kompozycji się
słyszało w swoim życiu.
Midnight Chaser stworzył
ciekawszy album, ale to wciąż jeszcze nie to. Jednak jest poprawa,
jest o wiele więcej ciekawszych motywów, znacznie więcej się
dzieje. Nie jest to szczyt heavy metalowego grania, ale już bardziej
nadaje się do słuchania niż debiut.
Ocena: 5.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz