Nie wiem do jakiej
kategorii zaliczyć mam zespół Cyrax i ich muzykę. Bardziej
nasuwa się kategoria dziwactw i rzeczy niezbyt łatwych do
zrozumienia. Oficjalnie grają progresywną odmianę metalu, choć w
ich muzyce jest trochę elektroniki, trochę epickich motywów,
trochę muzyki poważnej czy rocka. Ciężko jest to ogarnąć i
słuchając takiego kawałka jak „Blue Mist”
zastanawiam się jako to ugryźć, żeby w pełni pojąć styl
zespołu. Wokal Marco też jest specyficzny i bardziej rockowy niż
metalowy. Ma to swój urok, zwłaszcza jeśli ktoś przepada za
takim graniem. W „Doom” jest coś z nu metalu,
industrial, sporo elektroniki i tutaj można wpaść w konsternacja,
z czym mamy właściwie do czynienia. W „Fight”
mamy nieco więcej metalu i więcej progresywności, ale to jeszcze
nie jest coś co rzuca na kolana. Epicki chórki gregoriańskie,
wymieszanie heavy metalu i progresywnego rocka usłyszymy w „Last
Call”.Do mnie przemawia najbardziej agresywniejsze oblicze
zespołu, gdzie słychać więcej heavy metalu i takiego kopa,
którego mi brakuje przez większość część płyty.
Przykładem tego charakteru jest „Horse” czy
progresywny „Venice” z pewnymi cechami Deep Purple
czy Dream Theater. Zespół jednak mimo tych cech, jest czymś
innym i jego styl nie jest tak łatwo określić. To coś innego,
może mało zrozumiałe, może i ciężkie do przetrawienia, ale to
jest właśnie Cyrax. Każdy kto gustuje w bardziej wyszukanym
graniu, czy w progresywnym metalu, ten z pewnością znajdzie tutaj
coś dla siebie. Pozostała cześć słuchaczy, raczej może sobie
darować przygodę z tym zespołem. Brawo dla zespołu za ciekawe
podejście do tematu i spróbowanie czegoś nowego.
Ocena: 2.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz