Nie ma się co oszukiwać niemiecki band Mob Rules swoje najlepsze
wydawnictwa wydał jakieś 14 lat temu. Premiera „Hallowed Be thy
Name” oraz „Among The Gods” zapisały się w historii
melodyjnego power metalu. Niemiecki band nagrał sporo albumów
i ma za sobą lata grania na scenie, ale sukcesu z roku 2002 i 2004
nie udało się powtórzyć. Ja podobnie jak wielu fanów
zaczynałem dostrzegać, że kapela brnie na same dno. Gdzieś
zatracili jakby swoje wartości, umiejętności i pomysłowość.
Zespół, który grał kiedyś ciekawy power metal nagle
popadł w smętny i nudny heavy/power metal. Kiedy zobaczyłem
okładkę nadchodzącego „Tales from Beyond” to instynkt
podpowiadał mi, że panowie spróbują wrócić do
właśnie albumów z roku 2002 i 2004. Podobna kolorystyka i
szata graficzna. Nadzieja nie umarła, kiedy pojawiły się pierwsze
próbki nowego albumu. I o to nadszedł dzień sądu. Werdykt
jest tylko jeden. Najlepsza płyta od czasów „Among The
Gods”.
Błędy popełniane na ostatnich płytach zostały wyeliminowane.
Nudne i sztampowe riffy zostały zastąpione agresywnymi, zadziornymi
i melodyjnymi. Smętny heavy metal z domieszką power metalu
przekształcono ponownie w znanym nam melodyjny power metal z
elementami progresywnego heavy metalu. Surowe i brudne brzmienie
zastąpiło krystaliczne czyste i dopieszczone brzmienie. No i
najważniejsze materiał jest równy i przemyślany. Każda
kompozycja to kwintesencja muzyki Mob Rules. Ich styl, to co
wypracowali przez lat wybrzmiewa na tym albumie. Płyta jest
niezwykle melodyjna, przebojowa i urozmaicona. Każdy utwór to
inna historia, inne emocje i inna przygoda. Udało się uciec przed
rutyną i nudą, które przecież były ostatnio stałym
gościem na płytach Mob Rules.
Już otwierający „ Dykemaster's Tale” robi spore
zamieszanie. Dawno Mob Rules nie był w takiej formie i dawno nie
stworzył takiego hitu. Kompozycja jest podniosła, melodyjna,
rozbudowana i dzieje się w niej sporo. Ciekawa mieszanka heavy/power
metalu z progresywnością. Przypominają się najlepsze lata
zespołu. Folkowe wstawki rozpoczynają kolejny hit, a mianowicie
„Somerled”. Nie brzmi jak utwór Mob Rules, a
mimo to wpisuje się idealnie w to co gra band. Pomysłowy riff,
ciekawe solówki i przejścia czynią ten utwór ważnym
na tej płycie. Klaus Dirks to osoba bez której ciężko sobie
wyobrazić Mob Rules i jego głos też nic nie stracił na wartości.
Często tutaj zaskakuje nas swoją formą. „Signs”
to utwór może mało wyrazisty, ale pokazuje jak wszystko jest
dobrze poukładane. Nowy album to przede wszystkim świetne power
metalowe petardy. Wystarczy przytoczyć „On the Edge”,
energiczny „The healer” czy melodyjny „Dust
of Vengeance”. To są mocne punkty tej płyty i przykłady
tego, że Mob Rules powrócił. Zaskakuje lekkość,
pomysłowość i wykonanie muzyków. Same kawałki wpisują się
w standard utworów choćby Gamma Ray. Na sam koniec dostajemy
tytułowy „Tales from Beyond”, który jest
rozbity na trzy części. Pierwsza część to stonowany „Through
the eye of the storm”. Dobrze wpasowane klawisze, klimat
symfoniczny i wpływy Nightwish, Avantasia czy Deep Purple. „A
mirror inside” to z kolei część balladowa, a „Science
Save Me” bardziej filmowa i progresywna.
Sięgnęli dna, nagrywali coraz to gorsze albumy i nikt się nie
interesował losem Mob Rules. Niemiecka formacja wzięła się w
garść, przypomniała sobie jak grać power metal, jak tworzyć
pomysłowe i wciągające kompozycje. Efektem tego jest „Tales from
Beyond”, który jest tym do czego nas ten band przyzwyczaił
i śmiało możemy mówić o jednym z ich najlepszych albumów.
Liczyłem na dobry album, ale nie sądziłem że będzie aż tak
dobrze. Miła niespodzianka roku 2016.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz