piątek, 24 czerwca 2011

GAMMA RAY - Heading For Tommorow (1990)

Po tym jak Kai Hansen stworzył niesamowite krążki pod szyldem Helloween został on zmuszony do opuszczenia swojego bandu. Pewnie wielu z was podobnie jak ja się zastanawiała czy Kai pozbiera się po tym wydarzeniu i czy dalej będzie robił to co umie najlepiej czyli....tworzenia i granie power metalu. Ale po cichu liczyłem sobie , że ojciec tego gatunku się tak łatwo nie podda i że pokaże kolegom z Helloween że zrobili duży błąd wyrzucając go ze zespołu. I uważam że im pokazał jak się tworzy killerskie albumy na miarę walls of jericho i keepers of the seven keys.
Tak panie i panowie nasz bohater Kai Hansen postanowił dalej grać. Na początku miał to być tylko projekt pod szyldem Kai Hansen ,ale na szczęście ten projekt przerodził się w pełnoprawny zespół,o nazwie dość porażającej.......GAMMA RAY.
Kai skompletował zespół :

Ralf Scheepers - Vocals
Kai Hansen - Guitars
Uwe Wessel - Bass
Mathias Burchardt - Drums

W takim składzie panowie nagrali swój pierwszy album ,który narobił zamieszania na scenie power metalowej. Nagrali album który jest świetnym wydawnictwem i to pod każdym względem. Zarówno pod względem brzmienia, od strony doświadczenia muzyków no instrumentalnym.
Wiekszość fanów Hansena na pewno się zastanawiała czy ten album nie będzie zalatywać helloweenem, no można powiedzieć ze Hansen musiał się naprawdę postarać żeby ten band nie był podobny do Helloween. I tak naprawdę troszkę helloween można wyłapać, ale zbiegiem lat nie będzie już co porównywać te dwa zespoły. Debiut Gamma Ray jest dla mnie albumem bardzo znaczącym. Bo jest albumem na pewno wyróżniającym się spośród tych killerskich albumów nwo,majestic czy powerplant. Ale tak naprawdę jest to w 100% Gamma Ray tylko tyle, że z Ralfem na wokalu. Album od pierwszego słuchania rzucił mnie na kolana. Ponieważ jest on tak przebojowy i melodyjny, że mucha nie siada, dla mnie jest to prawdziwe arcydzieło, które praktycznie jest jakby kontynuacją tego co Kai zaczął w helloween, ponieważ można bez problemu wyczuć na tym albumie ducha właśnie dyniowatych z okresu Kai Hansena, ale uważam że nie jest to wada tego krążka. I mogę szczerze powiedzieć ze delektuje się tym albumem za każdym razem gdy odpalam ,gdyż jest tutaj wszystko, normalnie ten krążek to istna wylęgarnia przebojów. No to tyle tytułem wstępu.A co do muzyki zawartej na tym albumie.

Album otwiera bardzo znany i grany na każdym koncercie
„Welcome” - który porywa przepięknym riffem oraz niesamowitym klimatem , od razu zapowiada to co będzie nas czekać.

I już po chwili słychać kolejny utworek „Lust for life” który zaczyna się świetnym riffem stylu hansenowskim, od razu wyczuwa się znamię jakie pozostawił po sobie poprzedni zespół Kaia. Jak dla mnie istna torpeda. Jest szybko oraz bardzo melodyjnie. Nawet pan Ralf, przez niektórych nielubiany, odwala tutaj naprawdę świetną robotę. Powiem wam że przez jakiś czas kojarzył mi się jego głos z Kaiem z okresu „Walls of Jericho' . Mówcie sobie co chcecie, ale idealnie pasuje on na tym albumie. Od pierwszych sekund panowie prezentują wysoki poziom powermetalu. Cały czas utwór trzyma w napięciu i idealnie rozchmurza nasze ponure humory. Tak słychać tą radość z grania, a dla mnie jest to bardzo ważne, gdyż świadczy to o tym że grają z miłości do muzyki i nieźle się przy tym bawią, a nie ze robią to dla kasy byle tylko wydać kolejny album.
Podczas zwrotek powala wspaniała praca gitarek i ten niesamowity wokal. Co rzuca się tez pierwsze podczas słuchania to wspaniały tekst.
Kolejnym mocnym punktem tego kawałka to niesamowicie melodyjne i bardzo porywające solówki. Nie ma co Kai jest geniuszem. Utwór należy na pewno do tych największych hiciorów bandu. Ale jak wiecie później z tym utworkiem zmierzył się Kai i uważam że ten utworek jest idealny dla jego głosu, zresztą jak każdy utworek gammy. No to po mocnej dawce zespól serwuje nam „Heaven can't wait” . Oczywiście jest to utwór autorstwa Kai i należy do tych najzacniejszych w historii zespołu. Jest to również jednym z moich ulubionych kawałków z tej płyty. Zaczyna się może niezbyt ostrym riffem, ale ma on w sobie dużo pozytywnej energii i zaraża pogodniejszym humorem. Po chwili z melodyjnego riffu utworek przechodzi do znakomitej zwrotki , znowu wspaniały tekst i zajebista praca Kaia. W połowie możemy się jarać znakomitym refrenem, cholernie podoba mi się jak Ralf wysoko wyciąga heaven cant wait...wait. No ale co też zasługuje na duży plus to chórki. Zresztą na całej płycie spisują się bez zarzutów. Solówki troszkę może zalatują pod Quenn ale naprawdę Kai zagrał swoje partie profesjonalnie. Jest melodyjnie i bardzo nie w stylu helloween. Oczywiście utwór idealnie spisuje się na koncertach!Wystarczy zapuścić sobie Gothenburg 2007. Idąc dalej mamy kolejny hicior- „Space Eater” No i to jest rarytas dla fanów takiego grania. Kawałek wyróżnia się spośród całości,bo jest jakby inny, cięższy, bardziej przerażający, mroczny, z pomysłem. Oczywiście jest to kolejny utwór , który lubię sobie zapuścić. Zachwyca tutaj zarówna prze zajebisty popis Ralfa oraz Kaia na gitarze. A zaczyna się wręcz potężnie. Mocny riff rozpierdziela wszystko. Słuchacz kołysze się na wszystkie strony i porywa się w podroż wraz z Kaiem. Podczas zwrotek Ralf sprawia że normalnie ciarki przechodzą. Ale to nic w porównaniu z tym co dostarcza nam refren. Brawo Ralf za te wspaniale wyciągnięcia. No i na dodatek te solówki, nie ma tutaj wad, tylko same zalety. Kolejny utwór, który powinien być częściej granym na koncertach. Ci co znają Kai z helloween wiedzą ,ze ma on poczucie humoru i że lubi tworzyć utwory bardziej jajcarskie. Takim utworem na pewno jest „Money” troszkę weselszy kawałek ,może troszke odstępuje od poprzednich, ale wciąż jest to muza na wysokim poziomie. Co więcej słychać głos Kai'a podczas zwrotek. Zaczyna się jakby hard rockowym riffem, ale po chwili chłopaki przyspieszają podczas zwrotek Ralf mnie troszkę wkurza, ale za to Kai miażdży,jego wokal jest wręcz znakomity, ach pomyśleć co by to było jakby śpiewał cały album.
Refren troszkę taki sobie, ale solówki troszkę rekompensują nam to. Ogólnie jest to dobry utwór, który idealnie uzupełnia ten album. Czapki z głów panowie- „Silence” najbardziej ceniona ballada tego zespołu. Ale tak naprawdę nabrała ona rumieńców z Kaiem na wokalu. Od samego początku łapie za serducho i wzrusza! Ale nie jest tak przez cały czas. Są też chwile gdzie jest wręcz piekielnie. Świetny klimat, zmiana temp, piekielny tekst, znakomity wokal oraz chórki. W skrócie jeden z chyba najbardziej lubianych kawałków Gammy właśnie z tego albumu,jak dla mnie najlepsza ballada w historii zespołu, po prostu miazga. Nie wyobrażam sobie Gammy Ray bez tego utworu. Istny brylant! Po pięknej balladzie wracamy do powermetalowej jazdy- „Hold your ground” jest to utwór, który dostarczy wam niesamowitych wrażeń. Jest to jeden moich ulubionych kawałów z tego albumu. Świetny riff, który otwiera ten kawałek od razu zapisuje się w pamięci. Podczas zwrotek jest bardzo melodyjnie i oczywiście Hansen zadbał oto żeby nie było nudnawo. Bardzo ciekawa praca Hansena jako gitarzysty, no Ralf również jakoś sobie radzi. Refren też bardzo przyjemny dla ucha, ale najbardziej zwróciły moją uwagę solówki. Coś wspaniałego. To trzeba usłyszeć. „Free Time” również dobry kawałek, ale bardziej spodobał mi się w wersji koncertowej. W porównaniu z tym co będziemy doświadczać jak Kaiem będzie na wokalu to można szczerze powiedzieć ze ten utworek wypada blado na tle tamtych killerów. Numer 9 został zajęty dla „Heading for Tommorow” jeden z najciekawszych ,najdłuższych i najbardziej rozbudowanych kawałków w historii bandu. Kai postanowił stworzyć dzieło które będzie coś na miarę Halloween. I powiem wam ze ten kawałek jest nie wiele gorszy. Tytułowy utwór wg mnie niszczy wszystko -po prostu ten utwór jest genialny w każdym calu. Świetny refren,riffy,wokale,solówki i jest to najdłuższy kawałek w całej dyskografii tego bandu. Jak dla mnie jeden z najlepszych utworków Gammy Ray. A zaczyna się chórkiem który śpiewa znakomity refren a tuz po kilku sekundach wkracza Hansen i jego gitarka. I wreszcie wydobywa się z głośników bardzo chwytliwy riff, który naprawdę łatwo zapamiętać. Od pierwszych sekund panuje świetny klimat. Podczas zwrotek idealnie spisuje się Ralf. Wielkie Brawa dla niego, bo przeszedł sam siebie w tym utworku. No a Kai tak jak zwykle jest wręcz niesamowity. Przez cały czas jest melodyjnie i bardzo energicznie.
Niestety w połowie mamy zwolnienie i odpoczynek, ale po 2 min wraca potężne grania i wszystko rekompensuje nam solówka Kaia która jest cholernie zajebista i jest dla mnie wręcz wzorem do grania zajebistych solówek. No i później jest już z górki. Ogólnie jest to naprawdę znakomity utworek który rzuca i tak na kolana! „Lookat yourself”- cover Uriah Heep,wg mnie udany.

Na tym utworku kończy się normalny album ,a ten w wersji remasterowanej został wzbogacony o 3 utworki.”Mr. outlaw” -żeby was nie okłamać ,powiem wam ten utworek jest lepszy free time, a nawet money. Ten kawałek miał się znaleźć zamiast któregoś z tych utworków. Miażdży znakomitą praca gitarek no i wokalem. Bardzo miło się go słucha w chwili wolnej,odpręża.
Zaczyna się bardzo melodyjnym riffem który nakręca ten utworek, podczas zwrotek króluje Ralf , a potem słychać już tylko wyśmienity refren. Miodzio. No i jeszcze na dokładkę mamy znakomite solówki. Czy trzeba wam czegoś więcej?
„Lonesome Stranger”- ballada za którą nie przepadam, a „Sail On”- bardziej rockowy /hard rockowy niż metalowy.
I tak kończy się album i można rzec wręcz znakomity . Po przesłuchaniu tego albumu byłem w 100% zadowolony. Otrzymałem krążek bardzo melodyjny,przebojowy no i bardzo energiczny. Przez te całe 50 min spędziłem mile czas słuchając krążka gammy na którym mamy prawdziwą śmietankę klasyków tego bandu, mowa tutaj o Lust For Live, Sapce Eater, Haeven.., Silence czy heading..... Nie ma czasu na nudy i ziewanie. Cały czas Kai i spółka dostarczają nam rozrywkę na wysokim poziomie. Nie ma owijanie w bawełnę, przesyłają do nas przesłanie że to do nich należy scena power metalowa i ze nikt nie zatrzyma tej rozpędzonej machiny którą kieruje były lider Helloween Kai Hansen.
Mój bohater nie zawiódł , nie poddał się tak łatwo i co najważniejsze narodził on zespół, który owładnął moim parszywym życiem , wlał do niego nowy zapas energii i pozwolił delektować się jego muzyką. Ten album jest naprawdę cenny w mojej kolekcji, bo to dzięki niemu zacząłem przygodę z Gamma Ray i właściwe dalej trwa ta moja podróż. Mam nadzieje, że wam też ta płyta podejdzie i ze tez będzie tak się nią jarać jak ja. Tak więc można stwierdzić bez zastanowienia, że jest to majstersztyk w dziale powermetal! Totalne Arcydzieło. Kai stanął na wysokości zadania i sprostał jemu !- dał nam kolejny świetny album, ale już nie pod szyldem Helloween, lecz pod nowym GAMMA RAY i tak rozpoczęła się kariera jednego z najlepszych kapel powermetalowych w historii. Oczywiście ocena 10/10 i mam nadzieje ze jeśli ktoś nie słyszał tego krążka , to nadrobi te zaległości.

2 komentarze:

  1. Stoi na półce dumnie z numerem VICP-8005 i to moja jedna z moich ulubionych płyt Gammy... Ma niesamowity, nostalgiczny klimat w którym czuć też nowego ducha heavy metalu z lat dziewięćdziesiątych. I wszystko polane sosem z Queen... A poraża to dopiero utwór pt. "Gamma Ray" z którego nazwę wzięli... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to jedyna?:P A słynny Land Of The Free? No widze,że nie tylko ja tam słyszę Queen:P A teraz pytanie kogo wolisz na wokalu? Ja oczywiście Kaia:D Ralf pasuje ale do Primal Fear:D

      Usuń