We współczesnym świecie jeśli
chodzi o muzykę ciężko naprawdę zaskoczyć, stworzyć coś co
zapadnie w pamięci i sprawi, że wzrośnie apetyt, że będzie się
wyczekiwało kolejnego wydawnictwa. Wszystko przez duża liczbę
grających podobnie kapel, przez otaczającą nas słuchaczy z każdej
strony wtórności i oklepanych motywów. Jeśli już
mają być wykorzystane oklepane patenty, to niech będą one
wykorzystane w dość ciekawy sposób, niech będzie to coś
wyróżniającego się z innych rzeczy. I patrząc na wiele
ostatnich wydawnictw bez problemu można by wymienić kilka takich
kapel, który czerpią garściami z innych kapel, ale robią to
w jakże imponujący sposób, nasuwa się choćby STRIKER,
ACCEPT, BLOODBOUND czy też SKULL FIST. Tak więc nie trzeba być
geniuszem, żeby stworzyć ciekawy materiał, zainteresować
słuchaczy. Dzięki współpracy z wytwórnią płytową
ICY WARRIOR RECORDS poznałem kolejny taki zespół, który
potrafi przechylić szalę wtórności, znanych motywów
na swoją korzyść. Tym zespołem jest młody TOXIC ROSE.
Co można więcej o nich napisać? Z
pewnością fakt, że są szwedzką kapelą, która została
założona w 2010 roku. W skład zespołu wchodzi 4 znakomitych
muzyków, których ciężko nazwać amatorami co słychać
na mini albumie „Toxic Rose”, którego premiera w grudniu
tego roku. W składzie mamy więc Toma (GEMINI FIVE), Andy'ego i
Michaela ( EX LIPSTIXX'n' BULLETZ) i Gorana (EX SEXY DEATH). Dlaczego
tak się zachwycam owymi muzykami? Powodów nie brakuje i
trzeba to po prostu usłyszeć. Dać się roznieść na strzępy
wokaliście Andiemu, który ma mocny wokal, taki energiczny,
zadziorny i przypomina stylem nieco Urbana Breeda z BLOODBOUND,
trzeba dać się wciągnąć dynamicznej grze gitarzysty Toma, który
stawia na agresję, ale i melodyjność, co ciekawe stara się tutaj
wyważyć między tradycją, a nowoczesnością. Choć sporo w tym
znanych chwytów, choć słychać wtórność, to jednak
zespół wykreował własny styl, który nie da się
pomylić z innym zespołem, bo w dużym uproszczeniu jest to muzyka
heavy/power metalowa oparta na mocnym wokalu, agresywnej gitarze, z
duża dawko melodyjności o mrocznym wydźwięku stworzonym za sprawą
syntezatorów i mrocznej, emocjonalnej warstwie lirycznej.
Jest mrok, jest przebojowość, jest ciekawy wizerunek zespołu, miła
dla oka okładka, zapadające w pamięci logo i nie ma mowy o
amatorszczyźnie i kiczem.
Czego można chcieć więcej? Ano tak
killerów, utworów, które porwą słuchacza i nie
będą brać jeńców. Utworów, które zapadną w
pamięci za sprawą przebojowości, ciekawego, pomysłowego
wykonania, aranżacji i ciekawego stylu. Możecie wierzyć lub nie,
ale TOXIC ROSE na swoim minie albumie stworzył 5 takich utworów.
Choć związane ze sobą stylistycznie to jednak każdy specyficzny
i wyjątkowy na swój sposób. Mrok, energiczność,
rytmiczność, chwytliwość to cechy, które można przepisać
otwierającemu „A Song For The Weak” i tutaj mamy to co
najlepsze w heavy/power metalu, a więc agresywny riff, klimatyczne
partie syntezatora, które budują klimat i nie przeszkadzają
no i ten przebojowy refren, który przypomina mi te refreny
rodem z BLOODBOUND, czy też SINBREED. I trzeba pamiętać, że i
solówki tutaj takie nieco znajome, są dopieszczone pod każdym
względem i lepszego otwarcia nie można było sobie wyobrazić.
Jeszcze inaczej zaczyna się „Set Me Free” bo od
klimatycznej partii syntezatora, aczkolwiek szybko przeradza się w
dynamiczny utwór, który ma pokazać drapieżność
zespołu i to oczywiście zostaje osiągnięte. Po raz kolejny zespół
piętnuje przebojowy charakter, co słychać w refrenie. Czyli
prostota i chwytliwość receptą na znakomity przebój. W
jeszcze innym kierunki idzie zespół na trzecim utworze, bo
„Follow Me” jest jakby bardziej stonowany, bardziej
klimatyczny, bardziej psychodeliczny, futurystyczny, momentami
progresywnymi i chyba nie tylko mi się będzie to poniekąd kojarzyć
z STAR ONE Lucassena. Dużą rolę syntezatory, klawisze odgrywają
w mrocznym „Black Bile” , którym jest kolejnym
mocnym uderzeniem na płycie. Całość zamyka dynamiczny,
złowieszczy, nieco agresywniejszy „Fear Lingers On”.
Pozory potrafią mylić i nawet ja nie
spodziewałem się czegoś niszczącego po tej młodej kapeli, która
właściwie zaczyna swoją przygodę z metalem i to na szerszą
skalę. Nie spodziewałem się, że młodzi muzycy ze Szwecji będą
tak głodni sukcesu i to słychać już przy pierwszym kontakcie z
mini albumem „Toxic Rose”. Choć jest to tylko mini album to
jednak już tu można poczuć jaki potencjał drzemie w tym zespole.
Wszystko zostało na tym krążku dopracowane i można się
delektować soczystym brzmienie, znakomitą pracą muzyków i
przede wszystkim znakomitymi utworami utrzymanych w konwencji
heavy/power metal. Heavy/power metal na najwyższym poziomie i chyba
mamy w końcu godnego przeciwnika dla BLOODBOUND. Gorąco polecam,
nie możecie pominąć to wydawnictwo, a ja czekam na kolejną
aktywność zespołu.
Ocena: 9.5/10
Płytę przesłuchałem dzięki uprzejmości :
Warto pisać misio:*
OdpowiedzUsuń