Savage Messiah to ten
band, który stara się rozpowszechnić ten rodzaj heavy/power
metalu, który jest skrzyżowany z thrash metalem. Ostatnie
albumy mogły sugerować, że ta kapela robi to nieudolnie, ale nowy
album zawsze wiąże się z nowymi wyzwaniami i oczekiwaniami. „The
Fateful Dark” to czwarty krążek w dorobku zespołu i na dzień
dzisiejszy to ich najciekawsze wydawnictwo. Co uległo zmianie?
Na pewno nie styl. Dalej
mamy nowoczesny heavy/power metal wymieszany z elementami thrash
metalu, w którym słychać echa Iced Earth, Judas Priest,
Gamma Ray czy Persuader. Wiele znanych bandów wyłapać w
kompozycjach Brytyjczyków. Jednak nie w tym rzecz. Grunt, ze
zespół pozostaje sobą i nie stara się być drugim Judas
Priest czy Gamma Ray. Duża dawka melodii, mocne riffy, zadziorne i
agresywne partie gitarowe i mocny, wyrazisty wokal Dave'a Silvera też
zostały przerysowane z poprzednich albumów. Nawet brzmieniowo
nowy album ma sporo wspólnego z wcześniejszymi krążkami.
Jednak tym razem Savage Messiah postanowił dostarczyć nam bardziej
przemyślany, poukładany materiał. Kluczem do sukcesu okazała się
przebojowość i sporo ilość agresywnych, ale jednocześnie
melodyjnych dźwięków. Tego brakowało mi na poprzednich
albumach. Chwytliwości, równowagi i elementu zaskoczenia.
Zaczyna się wyjątkowo ciekawie bo od prawdziwego hita, jakim bez
wątpienia jest „Iconocaust”.Można
by rzec, że tak powinna brzmieć współczesna mieszanka power
i thrash metalu. Ciąg wysokiego poziomu muzycznego zostaje zachowany
w dalszych utworach. „Minority of One” to przykład
tego, że zespół wie jak wykreować ciekawą melodię i wie
jak pogodzić ostre agresywne partie z power metalowym wokalem
Dave'a. Nie tylko wokal uległ prawie. Wystarczy posłuchać tego co
wyprawiają gitarzyści w „Cross Of Babylon” czy
„Hellbazer” żeby się przekonać jak rozwinęła
się ich gra. Jest w tym znacznie więcej pomysłowości,
drapieżności i dopracowania. Czy nie można było tak grać
wcześniej? Co ciekawe zespół na nowej płycie nie żałuje
sobie dłuższych kompozycji i wystarczy spojrzeć na takie kawałki
jak „The Fateful Dark” czy „Zero Hour”.
Atutem tej płyty jest to że napędza ją dynamiczność i agresywne
kawałki pokroju „Hammer down” czy „The
Cursed Earth”.
Wystarczyło, że minęły
dwa lata od poprzedniego albumu, że pojawił się nowy basista w
postaci Stefana, no i że zespół przemyślał nieco swoje
aranżacje i kompozytorstwo i już mamy zupełnie odmieniony Savage
Messiah. Niby nie wiele się zmieniło, ale w końcu mamy do
czynienia z naprawdę mocnym, agresywnym albumem, który
zadowoli maniaków melodyjnego power metalu i agresywnego
thrash metalu. Polecam! Jedna z najmilszych niespodzianek roku 2014.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz