O Normanie Skinnerze jest
ostatnio dość głośno. A to udany debiut Hellscream, który
tworzy z gitarzystą Cage, a to pojawienie się kapeli Dire Peril, no
i jego własny zespół sygnowany jego własnym nazwiskiem.
Były wokalista Imagika zamknął za sobą przeszłość i skupia się
teraz na swojej przyszłości. Nie zamierza tkwić w miejscu i
rozmyślać nad tym co było, zamiast tego woli nie marnować swojego
głosu i talentu, dając swoim fanom nową dawkę dobrej muzyki z
kręgu heavy/power metalu. W końcu po długich oczekiwaniach i po
zapoznania się z mini albumem „The Enemy Within” przyszedł czas
na „Sleepwalkers”, czyli pierwszy pełnometrażowy krążek
kapeli Skinner.
Co niektórzy będę
doszukiwać się w muzyce Skinner pewnych nawiązań do Imagiki, a
może nawet będą oczekiwać podobnych rozwiązań muzycznych i
stylistycznych. W sumie taki tok myślenia jest usprawiedliwiony,
bowiem w kapeli Skinner jest jeszcze gitarzysta Robert Kolowitz,
który grał w Imagika. Panowie tutaj się dobrze rozumieją i
nie ma jakiś eksperymentów, jest za to stara dobra szkoła
amerykańskiego heavy/power metalu, który nasuwa takie kapele
jak Imagika, Helstar czy Vicious Rumors. Choć można by tutaj listę
inspiracji Skinner poszerzyć jeszcze o kilka kapel. Styl może nie
jest tutaj żadnym nowatorskim rozwiązaniem, ani też nie zaskoczy
fanów Normana Skinnera, ale nie o to tutaj chodziło.
Dziedzictwo Imagika nie mogło się zmarnować i poza tym kto jak nie
Norman miał podjąć się kontynuacji tego stylu? „Sleepwalkers”
to jest właściwie to co był na „the Enemy within” tylko w
poszerzonej formie. Jest więcej utworów, bardziej
dopieszczone brzmienie, które oddaje ducha amerykańskiego
heavy/power metalu. Sam Norman wypada tutaj bardzo dobrze i nie mam
jemu nic do zarzucenia. Płyta zaczyna się od mocnego uderzenia w
postaci „Sleepwalkers”, który swoją agresją
przypomina thrash metal. Niby mamy 3 gitarzystów w zespole,
ale jakoś tego nie słychać. Każdy z gitarzystów dobrze się
spisuje, ale nie uświadczyłem niczego nadzwyczajnego. Brakuje nieco
elementu zaskoczenia, rozbudowanych i bardziej złożonych solówek.
Może wtedy nie wiało by taką monotonnością. Wracając do
kompozycji, dobrze wypadają takie szybkie utwory jak „Orphans
of Liberty”. Więcej melodyjności i zróżnicowania
można już uświadczyć w „Blind Led Blind”.
Skinner bawi się też z nowoczesnym metalem co słychać w „Guilt
Ridden”. Najbardziej do gustu mi przypadł „Bound”,
który brzmi jak Iced earth z dwóch ostatnich płyt.
Pojawiają się wolniejsze i bardziej mroczniejsze utwory pokroju
„The breathing Room”.
Tak ja można było
przewidzieć Skinner będzie czymś w rodzaju kontynuacji Imagika i
że będzie to solidne heavy/power metalowe grania na dobrym
poziomie, bez większego zaskoczenia i entuzjazmu. Za kilka miesięcy
mało kto będzie pamiętał o tym albumie.
Ocena:
5.5/10
P.s Podziękowania dla Online metal Promo za udostępnienie materiału
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz