Najciekawszy młody
zespół grający progresywny power metal, który
wypłynął na rynek stosunkowo nie dawno i odniósł nie mały
sukces. Tak można by opisać w jednym zdaniu włoski band o nazwie
Flashback of Anger, który powstał w 2003 roku. Wiele kapel w
tym gatunku stawia na wyszukane melodie, bardziej wyrafinowane riffy
i specyficzny klimat. Często zapomina się o tym, żeby ten rodzaj
upiększyć przebojowością i chwytliwością. To jest to coś,
wyróżnia włoską formację na tle innych. Grają progresywny
power metal, ale nie taki że nas nudzi na dłuższą metę
przesadzoną aranżacją i ozdobnikami, tylko właśnie taki
odprężający i dający sporo radości. 5 lat przyszło czekać na
nowy album w postaci „T.S.R”, ale warto było. Dostaliśmy w
zamian za oczekiwanie najlepszy krążek tej formacji.
Ten album został
obdarzony soczystym brzmieniem, specyficznym klimatem, a przede
wszystkim wyróżnia go konstrukcja. Materiał jest urozmaicony
i dobrze wyważony pomiędzy progresywnością i niebanalnymi
motywami, a przebojowością i lekkością. Co może się podobać w
stylu grupy to, że nie przesadzają z tą progresywnością i
potrafią też postawić na szybkość i agresję. Nie boją się
ciekawych rozwiązań w danych kompozycjach, przez co całość
nabiera nieco nowoczesnego wydźwięku. Rasowy, power metalowy wokal
Alessio to jeden z najważniejszych elementów składowych
Flashback of Anger. Nie zapomina o emocjach i budowania klimatu, co
ukazuje choćby w balladzie „Don't Let me Fade”.
Również fani soczystych riffów, energicznych solówek
i całej tej warstwy instrumentalnej nie powinni narzekać. Jest
dbałość o aspekt techniczny, o melodyjność i o to, żeby
brzmiało to świeżo. Weźmy taki „The great Fire”.
Brzmi to jak rasowy power metalowy kawałek przesiąknięty latami
90. A jednak jest nutka nowoczesności, jest świeżość,
progresywność i pomysłowość. Nie zawsze udaje się nagrać coś
takiego. Nie brakuje na płycie szybkości, co zespół
potwierdza w „Hiroshima & Nagasaki”. W „Power
play” uświadczymy prawdziwe ostre power metalowe granie. Przeboje
też są obecne, co już potwierdza na wstępie „Mother
Soldier” czy melodyjny „False idols”. Jak
widzicie, płyta jest urozmaicona i sporo się w niej dzieje.
Jeżeli dalej was nie
przekonuje opis utworów, nie szukacie melodyjnego
progresywnego grania, to może zachęci was wokalista Rhapsody, który
wystąpił jako gość na tym albumie. Nie podlega wątpliwości, że
to jeden z ciekawszych młodych zespołów jakie pojawiły się
na rynku progresywnego metalu. Gorąco polecam.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz