Lonewolf każdy zna i
lubi. To w takim przypadku oswoić się z szwedzkim Heroes of
Vallentor nie będzie problemu. Istnieją od 2003 r, ale na pierwszy
album musieliśmy cierpliwie czekać do października tego roku.
Jednak nie był to czas stracony, a zespół nagrał znakomity
debiut „The Warriors Path part 1”. Szwedzka kapela swój
styl określa jako epicki heavy metal i jest to trafne określenie
tego co gra ten młody band. Nie boją się wykorzystać patenty
Running Wild, Manowar, Judas Priest, Saxon, czy Iron Maiden. Kolejnym
symptomem, który zbliża nad do tych kapel to bez wątpienia
wokalista Lars ma głos w którym jest coś z Roba Halforda,
coś z Atilly z Powerwolf, ale również kłania się maniera
frontmanów Sabaton i Lonewolf. Tak więc jest to rasowy heavy
metalowy wokalista, który idealnie pasuje do instrumentalnej
otoczki. Kiedy przyjrzymy się dokładniej temu w jaki sposób
konstruuje utwory, jak dobiera melodie to można również
dostrzec to jaki wpływ miały powyższe zespoły, które
przytoczyłem. Jednak urok Hereos of Vallentor tkwi w tym, że nie
kopią nikogo, stara się być sobą, tworzyć własny materiał, a
przy tym wkładają sporo serca i słychać że ich muzyka jest
szczera, radosna. Do tego wyróżnia się pomysłowością i
energią. Zespół wiedział jak przykuć uwagę, tych co o
nich nie słyszeli. Dobrali klimatyczną, epicką okładkę, z której
można łatwo wyczytać co zespół gra. Kolejną rzeczą,
która również na samym wstępie potrafi zaskoczyć to
brzmienie. Jest przybrudzone i takie wykreowane na wzór
albumów Lonewolf czy ostatniego albumu Judas Priest. Na etapie
już można wystawić zespołowi ocenę maksymalną. Jednak to tylko
przystawka, rozgrzewka przed prawdziwą ucztą jaką jest materiał.
Jak przystało na epicki heavy metal mamy intro w postaci „The
Quest”. Jest podniosłość, epicki klimat i wprowadzenie w cały
album. Tak, po takim wejściu czeka się na pozostałą część
płyty, na dalsze losy historii. W „Warriors Path”
dostajemy mocny riff, wokalne popisy rodem z Judas Priest czy
Lonewolf, ale najbardziej przykuwa uwagę urozmaicenie i złożone
partie gitarowe Larsa i Calle. To dzięki nim płyta dostarcza tyle
emocji i jest naprawdę w czym wybierać jeśli chodzi o ciekawe
solówki i riffy. „The Questing Nights Vow”
jest już bardziej speed metalowy, tak więc co niektórzy
dostrzegą podobieństwo choćby z Stormwarrior no i właśnie
Lonewolf. Bojowy refren, znakomicie podkreśla rycerski klimat
utworu. W mocniejszym, agresywniejszym „Lord Of Fire”
zespół pokazuje przede wszystkim jak łatwo przychodzą im
przeboje i to że Judas Priest ma na nich spory wpływ. Marszowy,
epicki „Vengeance” to hołd dla epickiego heavy
metalu spod znaku Manowar czy Sabaton i w takich klimatach Szwedzi
również się sprawdzają. Kolejny killer zaliczony, a
przecież to jeszcze nie koniec płyty. Klimaty Manowar kłaniają
się w energicznym „Knights of Death”, ale nie
tylko. Tutaj zespół ociera się nawet o speed/power metal i
wychodzi im to naprawdę dobrze. Nawet niemiecka toporność rodem z
Grave Digger znalazła się w tym utworze. „Hawktalon”
to kolejna szybka petarda, która sprawia że serce bije
szybciej. Na szczególną uwagę z pewnością zasługuj
spokojny, klimatyczny „The Forlorn Watchman”, w
którym można doszukać się zapożyczeń z Blind Guardian czy
Running Wild. Więcej klimatów pirackiego Running Wild można
uświadczyć w energicznym „We Will Fight with Courage” Całość
podsumowuje melodyjny „The Sword of Heroes” , który
podkreśla ile zespół jest wart i jaki reprezentuje ich
debiutancki album. Jedna z ciekawszy pozycji w kręgu epickiego heavy
metalu. Polecam!
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz