środa, 12 sierpnia 2015

ROYAL QUEST - The tale of Man (2015)



Yannis Androulakakis to nazwisko greckiego muzyka, które ostatnio jest bardziej  rozpoznawalny dzięki swojemu projektowi muzycznemu Royal Quest.  Sama idea zrodziła się w 1998 r i przez te wszystkie lata zmieniały się osoby, w końcu Yannis wziął większość na swoje barki. W efekcie udało się wydać wreszcie pierwszy album  zatytułowany „The Tale of Man”.  

Ten album to bardziej coś pokroju rock opery, gdzie mamy rozdzielone role, które są rozdzielone pomiędzy różnych wokalistów.  Płyta zabiera nas w rejony symfonicznego metalu wymieszanego z progresywnym Power metalem.  Nie ma tutaj znanych gości ani tez ciekawej historii, choć wszystko ociera się o fantastykę.  Może nie jest to album, który zaskoczy nas ambitną muzyką czy też porwie swoją formą wykonanie. To nie ten typu opera, ale jeśli szukacie lekkiego i przyjemnego grania. Jeśli zależy wam na melodiach i motywach, które zostają w pamięci to z pewnością materiał zgotowany przez Yannisa trafi do Was.  Dominują długie  kolosy i to minus tego dzieła. Przydałoby się więcej treściwych kawałków, które rozrywają na strzępy.  Szybkich i mocnych, bez zbędnego rozwlekania w czasie. Już „Rising Empire” pokazuje, że właśnie takie dłuższe kompozycje rajcują Yannisa.  Days of War” to  z kolei szybszy utwór zbudowany na rasowym Power metalowym riffem rodem z starych płyt Helloween.  Utwór robi dobre wrażenie i tutaj dzieje się całkiem sporo. Yannis to typ gitarzysty, który nie trzyma się kurczowo jasno określonych ram. Stawia na technikę, ale też liczy się element zaskoczenia. Dzięki temu, mamy bardziej złożone i dopieszczone solówki. To one są tak naprawdę jedyną i właściwą atrakcją tego dzieła.  Troszkę Rhapsody pojawia się w podniosłym i epickim „In The Name of Man”, aczkolwiek sama konstrukcja i układ złudny do poprzednich utworów.  Dobrze wypada też marszowy „The Cave of The Dead”, który ma w sobie pokłady true metalu.  Moim faworytem od razu stał się energiczny „Moonstone” w którym jest pełno Power metalu, również tego z kręgu neoklasycznego.

Jest sporo wypełniaczy i nie trafionych pomysłów, a całość jest przesadzona i rozwleczona. Za mało konkretnego metalowego grania, za mało przebojów i zapadających w głowie motywów. Soczyste brzmienie i klimatyczna okładka to niewystarczające argumenty za. Yannis to dobry gitarzysta, ale to również atut, który przestaje istnieć w gąszczu wad. Tym największy to sam materiał, który nie jest taki przemyślany jak mogłoby się wydawać. Może następnym razem będzie lepiej?

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz