Tradycyjny heavy metal w
stylu Enforcer, Skull Fist czy Steelwing prosto z Rosji? Brzmi jak
kiepski żart, ale Iron Driver to dowód na to, że jednak to
się dzieje naprawdę. Zespół jest pod wielkim wpływem
wczesnego Judas Priest i właśnie to jest ich celem. Starają się
nam pokazać, że wciąż można grać jak Judas Priest na „British
Steel” czy „Screaming for Vengeance”. Wokalista o pseudonimie
Pasta brzmi właśnie jak młody Rob Halford. Może brakuje mu
techniki, ale pasuje do tego co zespół gra. Siła tej kapeli
tkwi w gitarzystach, którzy radzą sobie z tworzeniem riffów
i solówek na styl Judas Priest. Nie ma w tym tyle gracji i
takiej techniki, ale pasja i miłość do metalu jest, więc i efekt
jest nie najgorszy. Śmiało można rzec, że debiutancki album
„Prisoner of Time” to wspaniała wycieczka do lat 80 i wczesnego
Judas Priest. Sama okładka przypomina już nam okładkę „Turbo”
czy „Screaming for Vengeance” Judasów, zresztą podobnie
jest z logiem zespołu. Jest ten kicz i prostota z lat 80. To
sprawia, że pojawia się uśmiech na twarzy i bez większego
zastanowienia chce się sięgnąć po wydawnictwo iron Driver. Muzyka
jest w sumie również prosta i taka klasyczna jak okładka.
Zespół nie kombinuje i nie stara się stworzyć czegoś
własnego, raczej stara się iść przetartymi już szlakami. Nie
jest to muzyka najwyższych lotów i tego trzeba być
świadomym, jednak radość z odsłuchu jest. Początek w postaci
„Eagle of Steel” jest dobry i tak właśnie powinno
zaczynać się albumy. Po prostu z mocnego kopyta. „Speed”
w rzeczy samej jest popisem szybkości i to taki nieco żywszy
kawałek. Zespół ucieka się do speed metalowej motoryki i
wychodzi im to na dobre. „Iron driver” to
kompozycja utrzymana w klimatach Iron maiden, choć nie brakuje tutaj
elementów hard rocka. Takim prawdziwym hitem na płycie jest
bez wątpienia szybszy i chwytliwy „Harvester of Haze”,
który pokazuje na co zespół stać. Klasyczny heavy
metal lat 80 wybrzmiewa idealnie w lżejszym „Prisoner of
Time”. Rosyjski band ani na chwilę nie rezygnuje z
wzorowania się na Judas Priest. Całość zamyka dreszczowy
instrumentalny kawałek w postaci „Smoke Through The Water”,
który tak naprawdę wiele nie wnosi do całości. Materiał
jest solidny i w miarę równy, przez co płyta naprawdę
dobrze wypada w ostatecznym rozrachunku. Jednak traci jeśli ją
zestawimy z innymi płytami z gatunku. W tym roku wyszło o wiele
więcej ciekawszych płyt z tego kręgu, które brzmią świeżej
i mają więcej wartościowych utworów. Na razie Iron Driver
zaznaczył swoją obecność na rynku, a czas pokaże co z tego
wyjdzie.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz