Kiedy
źle dzieje się w zespole, kiedy brzmienie i jakość muzyka sięga
dna, kiedy wszystko staje się parodią dawnego stylu to jakie jest
najlepsze rozwiązanie dla zespołu? Jak się okazuje zmiany
personalne potrafią wiele wnieść do grupy muzycznej, nadać nowego
charakteru, nadać nowej jakości, sprawić że wszystko zacznie
brzmieć zupełnie inaczej. To właśnie świeża krew jest we stanie
wprowadzić nowy porządek i przypomnieć najlepsze czasy danego
zespołu. Taki zabieg pomógł Anthrax, który przeżywa
drugą młodość. Jak się okazuje to samo spotkało inny wielki
thrash metalowy zespół, a mianowicie Megadeth. Kiedy w 2014
r kapelę opuścił gitarzysta Chris Boderick i perkusista Shawn
Drover którzy byli w Megadeth przez 10 lat to mogło się
wydawać, że to cios dla Megadeth. W końcu za ich czasów
powstał całkiem udany i dość klasyczny „Endgame”. Jednak
ostatnie albumy to spadek formy i sięganie dno i tylko zmiany mogły
wyprowadzić zespół na prostą. 3 lata oczekiwania, wielkie
zmiany i w końcu nowy album „Dystopia”, który w swojej
formule przypomina bardziej klasyczne albumy. Jednak czy faktycznie
mamy wielki powrót Megadth?
Nie
trzymając Was w napięciu powiem, że tak. Megadeth powraca w
wielkim stylu i nie było się zabrać nas w rejony „Rust in Peace”
czy „Peace sells... but who's buing?”. Jednocześnie jest powiew
świeżości, zespół znów gra z pasją i nie boi się
ciekawych i intrygujących rozwiązań. Udało się im połączyć
nowoczesność, klasyczne patenty z domieszką progresywności i
melodyjności. Nowy nabytek w postaci Kiko Loureiro tchnął w ten
upadający band życie i wypełnił go swoim duchem. Jego wkład w
muzykę Megadeth i nową jakość jest olbrzymia. Na „Dystopia”
mamy świetnie rozplanowane i zagrane solówki. Jest technika,
pazur, jest pomysłowość, a wszystko zagrane tak lekko,
przejrzyście i dbałością o detale. Solówki jak i riffy po
prostu płyną i są główną atrakcją „Dystopia”. Dziw
bierze, że wokalista, który słynie z działalności w power
metalowym bandzie o nazwie Angra odnajdzie się tak idealnie w thrash
metalowym Megadeth. Ciężko było przewidzieć, że nada takiej
nowej jakości i że będzie miał taką swobodę. Niby wiemy, że to
Megadeth, jednak w takiej nowej formie. Jest nutka tej progresywności
i melodyjności z Angry i to słychać. Taka mieszanka sprawia, że
Dystopia to jeden z najlepszych albumów Megadeth. Nie ma mowy
o nudzie, nie ma miejsca na średniaki czy wypełniacze, które
nie mają znaczenia. Tutaj każdy utwór ma swoją wartość.
Perkusista Chris Adler też odgrywa swoją rolę bezbłędnie i
szkoda tylko, że wokal Dave Mustaina na przestrzeni lat troszkę
stracił na mocy i agresywności. Jednak i to da się przeboleć i
zaakceptować, dopóki panowie będą nagrywać taki album jak
„Dystopia”.
Darowano
sobie intra i nie potrzebne wstawki. Album zaczyna się od znanego
nam z promocji płyty „The threat is real”.
Jest to bardzo energiczny i zarazem agresywny kawałek, który
przez swoje techniczny warsztat jak najbardziej nawiązuje do takiego
„Rust in Peace” czy „Peace Sells”. Słychać to co kiedyś
zespół z sobą prezentował, czyli pomysłowe i dość
oryginalne riffy, charakterystyczne partie gitarowe i nutkę
przebojowości. Tutaj klasę pokazuje Kiko i właśnie dzięki niemu
nowe oblicze Megadeth jest takie imponujące. Świetny kawałek i
dobry start. W „Dystopia”
można najwięcej uświadczyć wpływów Kiko. Kawałek jest
bardziej power metalowy, bardziej melodyjny. Jest lekki i bardzo
przyjemny i w sumie przypomina „Peace Sells” pod wieloma
względami. Podobne emocje wywołuje singlowy „Fatal
Illusion”,
który łączy sobie agresywność i melodyjność, co również
przypomina nam wczesny okres Megadeth. Wszystkie te trzy spełniły
się w promowaniu albumu i to dzięki nim zainteresowanie tym albumem
wzrastało z każdym dniem. Co dzieje się po tych kawałkach? Czy
poziom zostaje utrzymany? Jak najbardziej tak i taki „Death
from Within”
to też taki klasyczny i techniczny Megadeth do jakiego przywykliśmy.
„Bullet to the Brain”
to bardziej mroczny i progresywny kawałek. Mimo nowoczesnego
wydźwięku to kawał soczystego heavy/thrash metalu i tutaj też
słychać ile wnosi Kiko do muzyki Megadeth. Dzięki niemu nawet
proste kawałki nabierają nowej jakości i brzmią fenomenalnie.
„Post American World”
to kompozycja, która również mocno osadzona jest w
klasycznych albumach Megadeth. Dawno Megadeth nie grał tak ostro i z
takim pazurem. Wokal Dave'a brzmi bardzo intrygującego. Jest moc i
nawet mimo swoich lat wciąż zachwyca swoją manierą. Co tutaj dużo
pisać, kolejny hicior na płycie. Najdłuższym kawałkiem na płycie
jest „Poisonous Shadows”.
Dzieje się tutaj sporo i wystarczy pochwalić zespół za
ciekawe, klimatyczne otwarcie. Dawno Megadeth nie stworzył tak
wciągającego, rozbudowanego kawałka. Echa starych płyt mamy też
w thrash metalowej petardzie w postaci „Lying
state”.
Może i jest w niej sporo power metalu i może kipi melodyjnością,
ale jest to jeden z najlepszych kawałków jakie stworzyli
wciągu ostatniej dekady. Kompozycja kipi energią, świeżością, a
solówki po prostu rzucają na kolana. Podobne emocje wywołuje
rytmiczny „The Emperor”
i instrumentalny „Conquer or Die”.
Na koniec mamy cover Fear czyli „Foreign
Policy”.
To kolejny dowód na to, że Megadeth przeżywa drugą młodość
i jest w szczytowej formie.
Ostatnie
albumy Megadeth nie dawały nadzieję na poprawę i na to, że
panowie nagrają kiedyś album, który śmiało będzie
umieścić obok największych dzieł zespołu. Jednak zmiany
personalne, ściągnięcie do zespołu Kiko z Angry i perkusisty Lamb
of God sprawiły, że Megadeth ożył. Mamy przeboje, ostre riffy,
mamy wciągające i płynące solówki, które przenoszą
Megadeth na zupełnie nowy poziom. „Dystopia” to przemyślany i
dopieszczony album, który od samego początku do końca trzyma
wysoki poziom i zaskakuje pod każdym względem. Jedno z największych
niespodzianek tego roku. Gorąco polecam.
Ocena:
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz