Fanom amerykańskiego
heavy metalu nie trzeba przedstawiać wokalisty Harrego Conklina.
Osoby, która jest znana z swojej bogatej historii w Jag Panzer
i Satans Host. Dzięki niemu płyty nabierały klimatu i
progresywnego wydźwięku. Jednak jest jeszcze jeden zespół w
którym się udzielał i który jest w cieniu tych dwóch
wielkich nazw. Mowa o Titan Force, który powstał w 1987 roku.
Zespół nagrał dwa albumy studyjne i zapisał się w historii
amerykańskiego metalu jako kapela grająca progresywny heavy/power
metal w stylistyce Queensryche, Fates Warning, czy też Cloven Hoof.
Obecny status kapeli jest niby aktywny, aczkolwiek nie wiele dzieje
się w obozie Titan Force, jednak nic nie muszą udowadniać. Swoje
zrobili, a taki debiutancki album „Titan Force” można śmiało
zaliczyć do kultowych albumów lat 80.
Motorem napędowym płyty
jak i całego zespołu jest bez dwóch zdań sam Harry, którego
wokal jest nietuzinkowy i bardzo emocjonalny. Kiedy trzeba to postawi
na agresję i zadziorność, a czasami kiedy utwór tego
wymaga, to stawia na emocje i technikę. Właśnie taką odskocznią
na płycie jest taki „Toll of Pain”. Pytanie czy
Titan Force miał rację bytu ze względu na samego Harrego? Czy
tylko to dzięki niemu ten zespół zaliczany jest do
kultowych? Otóż nie. To jest sukces całego zespołu. Każdy
odegrał swoją rolę i zostawił swoje piętno. Energiczna i
rozpędzona sekcja rytmiczna nadała płycie power metalowego
charakteru, który został podkreślony w takich petardach jak
„Blaze Of Glory” czy melodyjny „Wing Of
Rage”. Gitarzysta Bill Richardson zmarł 1998 roku, ale ten
album pozwolił mu się zapisać w amerykańskim metalu, bo to
właśnie jego popisy z Mario Floresem czynią Titan Force zupełnie
innym tworem niż taki Jag Panzer. Titan Force w swojej muzyce nie
krył zamiłowania do tradycyjnego metalu, NWOBHM, ale przede
wszystkim starali się wykreować styl będący wypadkową power
metalu i progresywnego metalu. Udało się to osiągnąć i nie
tracąc tym samym na melodyjności czy przebojowości, a nie zawsze
jest to możliwe. Najlepiej styl Titan Force oddają dłuższe utwory
w postaci „Fool On The Run” czy nieco hard rockowy
„New Age Rebels” gdzie są finezyjne popisy
gitarowe i nacisk najbardziej wyszukane melodie i motywy. Mocnym
autem debiutu Titan Force jest jego urozmaicenie i to słychać na
wstępie gdzie mamy bardziej tradycyjny heavy metal w takim „Chase
Your Dreams”, zaś w następnym utworze zatytułowanym
„Master Of Disguise” mamy mieszankę NWOBHM i true
metalu. Co do drugiego kawałka, to pierwsze skojarzenie to nic
innego jak „Heaven And Hell” Black Sabbath. Warto jeszcze
wspomnieć o takim instrumentalny „Will O The Wisp”,
który pokazuje jak radzą sobie gitarzyści. Kawał bardzo
dobrej roboty i słychać że to nie było wcale takie proste i
oklepane granie, że jednak starali się stworzyć coś własnego,
niepowtarzalnego. Za to im się należy pochwała.
Tak o to narodził się
znakomity zespół, który zauroczył swoim geniuszem i
pomysłowością. Urozmaicony materiał, klimatyczna okładka,
soczyste i nieco przybrudzone brzmienie, a także niesamowity Harry
Conklin to właśnie debiut Titan Force. Koneserzy dobrej muzyki
metalowej, poszukiwacze bardziej wyszukanych melodii i motywów
powinno zapoznać się z tym albumem i to obowiązkowo.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz