A co powiecie na
hiszpański zespół, który stara się przypomnieć nam
stare dobre czasy Rhapsody czy Dark Moor? Zespół który
gra mieszankę stylów, w którym jest miejsce na
symfoniczny metal, power metal czy progresywny metal ? Cóż
Opera Magna to specjaliści w takim graniu i mogą przyprawić was o
mały dreszczyk emocji. Swoją wielkość zespół
zaprezentował na ostatnim albumie zatytułowanym „Poe”, który
można postrzegać jako album koncepcyjny, który oparty jest
na twórczości Edgara Allana Poe. Przez wielu album
okrzyknięty jednym z najważniejszych krążków roku 2010 i
coś w tym jest.
Choć nie faworyzuje
hiszpański język w metalu, to jednak sprawdza się on tutaj
znakomicie. Przypomina to nieco twórczość Dark Moor, jednak
to nie jedyny wzór, który naśladowali muzycy z Opera
Magna. Wyobraźcie sobie, że zespół przypomina nam
najlepsze lata Rhapsody, kiedy był klimat, podniosłość i coś
więcej niż tylko nacisk na symfoniczny charakter. Zróżnicowanie
i rozbudowane, złożone gitarzystów Mompo i Nula, które
często ocierają się o neoklasyczny power metal przypomina do bólu
Dark Moor. Choć jest też coś z Gamma Ray czy Angra. Jeżeli ma
ktoś bzika na punkcie pięknych i finezyjnych solówek, to
tutaj znajdzie sporo ciekawych motywów, które ukazują
to co najpiękniejsze w power metalu. „El pozo y el péndulo”
to kompozycja definiująca styl power metal. Mieszanka Rhapsody i
Dark Moor, ale czy to ważne? Liczy się styl, wykonania i
pomysłowość. Tutaj zespół zostawia konkurencję daleko w
tyle. Więcej epickości, podniosłego wydźwięku uświadczyć można
w melodyjnym „Un sueño en un sueño”,
który też brzmi jak kompozycja autorstwa Rhapsody, tylko
włoski język zamieniono na hiszpański. Nie brakuje power
metalowych petard i wystarczy odpalić „La máscara de
la muerte roja” i poczuć moc. Co ciekawe w tym utworze
można wychwycić inspiracje Yngwie Malmsteenem. Zespół ze
smakiem wykorzystuje neoklasyczne patenty i też bardzo łatwo
gitarzyści radzą sobie z takim graniem. Riff tutaj to pierwsza
klasa i taki power metal to prawdziwa magia. Dalej mamy szybki „El
demonio de la perversidad”, który potwierdza, że
wokalista Jose Vicente Broseta jest uzdolniony i można mówić
o nim jak o drugim Fabio Lione. Śpiewa czysto, technicznie,
emocjonalnie i jest w tym wszystkim moc, a nawet coś z operowego.
Nie zabrakło na płycie bardziej rozbudowanych, utrzymanych w
progresywnym charakterze kompozycji i tego przykładem jest „El
entierro prematuro” czy epicki „Edgar Allan Poe”
który trwa prawie 11 minut. Właściwie każdy utwór
mógłby starać się o miano przeboju, zwłaszcza melodyjny i
utrzymany w neoklasycznym stylu „La caída de la casa
Usher ” .
Takie płyty jak ta to
rzadkość. Nie często bowiem udaje się nagrać równy i na
takim wysokim poziomie materiał. Często coś wychodzi nie tak. A to
brakuje przebojów, a to melodie jakieś takie nie przemyślane,
a to muzycy jacyś ospali, a to przesadzanie z kopiowaniem innych.
Tutaj udało się dobrze wszystko wymierzyć i stworzyć wyjątkowy
album, który porusza tematykę znanego pisarza, a mianowicie
Edgara Allana Poe. To kolejny powód dla którego warto
sięgnąć po ten krążek. Dla fanów melodyjnego power metalu
i takich zespołów jak Gamma Ray, Rhapsody czy Dark Moor.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz