Mało który zespół
thrash metalowy może się pochwalić tak jak Overkill tym, że ma na
koncie 17 albumów i wciąż jest na topie, wciąż gra
porządny thrash metal, który ma mocnego kopa. Sporym
ożywieniem dla zespołu okazał się wydany przed laty „Ironbound”.
To było ponowne odrodzenie Overkill w najlepszym stylu. Fani thrash
metalu byli zachwyceni bo dostali szybkość, agresję, a fani
melodyjnego grania też nie narzekali na nudę, bo w końcu nie
brakowało energii i przebojowości. Overkill mądrze to wykorzystał
i nagrał kolejny album w podobnej konwencji. „The eletric Age”
nie był wcale gorszy od pierwowzoru. Pewne też było że nowy album
zatytułowany „White Devil Armory” będzie zagrany na wzór
„Ironbound”. To też w sumie zwiastował „Armorist”,
który brzmi jak zagubiony kawałek tamtego albumu. Sztuka
trudna do zrealizowania, ale w przypadku Overkill bardziej realna.
Ten sam skład zespołu, ta sama chemia, zresztą to właśnie ci
ludzi nagrali znakomity „Ironbound”. Tutaj nic się nie zmienia,
nawet brzmienie nie naruszono tutaj, co jest sporym atutem. Bardziej
zaskoczyło, że Boby wciąż utrzymuje taką wysoką formę wokalną,
że wciąż brzmi tak świeżo i agresywnie. To się ceni. Jego wokal
pasowałby z pewnością do Accept. Tutaj nie bez powodu wspominam o
Accept, w końcu Mark Tornillo zaszczycił nas swoją obecnością w
„Miss Misery” który występuje na płycie
jako bonusowy kawałek. Całościowo album ma podobną konstrukcję
co dwa poprzednie krążki, choć za brakło ciekawych pomysłów,
albo po prostu zaskoczenia. Bo nie można tutaj się przyczepić do
techniki, do tego co grają muzycy. Po prostu to wszystko już
słyszeliśmy, to już było i to lepiej podane. „Down to The
bone” to udana mieszanka technicznego grania, agresywnego
thrash metalu i mocnego heavy metalu. Z kolei riff „Pig”
brzmi jak power/speed metalowe łojenie na nowym albumie Grave Digger
i to jest dość miłe zaskoczenie. Najlepiej prezentuje się
rozpędzony „Where There's Smoke”, który
najlepiej oddaje styl i poziom „Ironbound”. Wysoki poziom zostaje
utrzymany w „Freedom Rising”, który zaczyna
się klimatycznym intrem basowym, a potem przeradza się w żywioły
kawałek. Znów udało się stworzyć znakomity przebój,
który wyciska z thrash metalu to co najpiękniejsze. Gdy
usłyszałem po raz pierwszy raz „Another Day to Die”
to na myśl przyszedł mi Accept i Metal Church. Może utwór
momentami nieco toporny, ale z pewnością jest to kolejny mocny
punkt nowego albumu. „Its All Yours” brzmi z kolei
jak utwór wzorowany na stylizacji Megadeth. Nie jest to nic
nowego, ale wnosi nieco urozmaicenia do nowego krążka. Całość
zamyka „In The Name”, który jest też miłym
zaskoczeniem, bo jest to bardziej heavy metalowy kawałek. Może to
jest właśnie pomysł na następny album? Średnie tempo i true
metal na tapecie? Kto wie? Ja nie miałbym nic przeciwko temu.
Overkill jest na fali i nikt tego im nie zabierze. Trzeci z rzędu
bardzo udany album. Co z tego, że jest to słabsza kalka
„Ironbound”? Co z tego, że nie które pomysły powielono?
Co z tego, że może za mało hitów? Ważne, że album miło
się słucha i daje prawdziwego kopa. Ta formuła Overkill zachwyca
od kilku lat, jednak powoli się wyczerpuje źródło i
przyszedł czas na drobne, kosmetyczne zmiany. Ciekawe czy do nich w
ogóle dojdzie? Póki co cieszmy się kolejnym udanym
albumem Overkill.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz