Trzech muzyków,
których połączyła jedna pasja, jedna miłość i jeden cel.
Nie znani do tej pory nikomu postanowili podzielić się swoim
zamiłowaniem do thrash metalu z nami. Nie zamykajmy się na młode
kapele, które szukają swojego miejsca na rynku. Wiem, że
łatwo jest nam sięgnąć po kolejny album Overkill czy Testament, a
znacznie ciężej odpalić płytę mało znanego zespołu z meksyku.
O sixpunder, który powstał w 2007 roku słyszało zapewne
garstka ludzi, a nie którzy zlekceważyli ich muzykę.
Niesłusznie. Ich debiutancki album „Ruled by Anger” to jeden z
najciekawszych debiutów roku 2012.
Wiele muzyków w
thrash metalu widzi tylko agresywną muzykę, która porusza
tematykę cierpienia, śmierci i mroku, czasami ocierając się o
przyziemne kwestie. Jest to istotny czynnik, bez którego
ciężko sobie wyobrazić ten gatunek heavy metalu. Jednak nie można
tutaj zapomnieć o innych elementach jak choćby szybka sekcja
rytmiczna, ostre riffy i zadziorny wokal. Często jednak zapomina się
o ciekawych melodiach, o chwytliwych motywach, czy też o
urozmaiceniu przez co wiele kapel przepada bez echa w gąszczu wielu
podobnych rzeczy. Sixpounder wyróżnia się tym, że nie stara
się na siłę odtworzyć lata 90, lecz stara się nam zaprezentować
thrash metal naszych czasów. Tak więc, nie brakuje tutaj
nowoczesnego brzmienia, nowego podejścia do tematu i bardziej
technicznego wyrafinowania. Muzycy nie dają po sobie poznać że to
ich debiut, co tylko potwierdza ich umiejętności. W pamięci zapada
przede wszystkim wokalista Angelo, który dba o to, że nie
brakowało mocy ani pazura na płycie. Nie grzeszy może techniką,
ale oddaje charakter tej muzyki, a to jest najważniejsze. Skupmy się
na zawartości. Płytę otwiera „Stand for All Life”
i początkowo można wpaść w konsternację czy to faktycznie jest
thrash metalowy album. Jak wkracza szybsze tempo to wszystko się
wyjaśnia. Nie jest to kopiowanie Megadeth czy Slayer i zespół
stara się odnaleźć swój charakter, a to zawsze jest
doceniane. Sporo pracy włożył w aranżacje gitarzysta Eliasib,
który w swoich partiach nie żałuje mocnych, agresywnych
riffów. Na płycie roi się od przemyślanych i złożonych
solówek. Słychać w takich utworach jak „Ruled by
Anger” czy „Rise In terror” pasję i
zamiłowanie nie tylko do thrash metalu ale i heavy metalu.
Perkusista Daniel daje popis swoich umiejętności w „The
Marksman”, który jest dość szybkim i rytmicznym
kawałkiem. Zespół nie tworzy nic na siłę i wie kiedy
skończyć, przez co płyta nie nuży się, a 35 minut zostaje dobrze
zagospodarowane. Gdybym miał wskazać najszybszy utwór na
płycie to bym wskazał bez wątpienia „The One”,
który z jednej strony jest szybki i taki brutalny na swój
sposób. To jednak można z drugiej strony doszukać się coś
z NWOBHM czy heavy metalu. Całość zamyka „Became a Saint”,
który znakomicie definiuje thrash metalu. Jest to też utwór
nieco inny od pozostałych. Więcej rytmiki i zróżnicowania,
a mniej przysłowiowego łojenia. To wszystko dobrze wróży
jeśli chodzi o przyszłość formacji.
Meksykańska formacja
pokazała, że sława i nazwa to nie wszystko. Liczy się też pasja
i miłość do grania. Oni to mają i słychać, że czerpią z tego
radość. Nagrali album treściwy, a przede wszystkim energiczny i od
początku do końca przemyślany i godny zapamiętania. Jeden z
najciekawszych debiutów w dziedzinie thrash metalu. Czekam na
kolejne wydawnictwo tej formacji.
Ocena: 8/10
P.s Podziękowania dla
Marrio Gallardo za umożliwienie posłuchania tej płyty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz