To dopiero 8 lat funkcjonowania Eternal champion i w sumie kapela już zyskała sporo grono fanów. Mają za sobą solidny i ciekawy w swojej stylizacji debiut. Teraz w roku 2020 Eternal Champion powraca z nowym albumem i "Ravening Iron". W dalszym ciągu dostajemy muzykę z pogranicza epickiego heavy metalu i doom metalu. Niestety to wciąż tylko dobre granie i wciąż brakuje mi tutaj czegoś więcej niż solidnego grania na przyzwoitym poziomie.
Co z tego, że mamy przepiękną okładkę, która przypomina nam wydawnictwa manowar, co z tego że brzmienie oddaje to co najlepsze w epickim heavy metalu i czuć ten klimat amerykańskich wydawnictw. Muzyka nasuwa nam Cirith Ungol, Visigoth czy Manilla Road, ale klasa nie ta sama. Jason Tarpey napędza ten band i ten jego wyrazisty głos jest tutaj mocnym atutem. Troszkę brakuje mi ciekawszych zagrywek ze strony Nujona i Blake'a. Troszkę to wszystko na jedno kopyto i bez większych emocji. Dostajemy solidne granie i nic ponad to.
Jest kilka wartościowych utworów. Jednym z nich jest melodyjny i klimatyczny "A face in the glare", który dobrze wprowadza nas w świat Eternal Champion. Epicki, marszowy "Skullseeker" potrafi wciągnąć w ten niesamowity klimat. Przebojowość dopiero wybrzmiewa w zadziornym "Worms of the earth". No i jest jeszcze toporny i ponury "Banners of Arhai", który pokazuje że band potrafi grać i czuje ten epicki heavy metal, tylko trzeba dodać trochę życia do tego grania, bo na dłuższą metę jest to troszkę jednowymiarowe i nieco nudnawe.
Eternal Champion jest już rozpoznawalne i kto ich polubił ten z pewnością pokocha nowe dzieło. Poprzednim album jakoś nie zapadł mi w pamięci i z nowym krążkiem jest tak samo. Dobrze się tego słucha i nie brakuje epickich elementów, ale to wciąż tylko solidne granie, które dalekie jest od ideału.
Ocena: 6.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz