Oj długo kazał czekać fiński Lord Fist na nowy album. "Wilderness of hearts" to swoista kontynuacja debiutanckiego "Green Eyleen" i band dalej trzyma się stylistyki klasycznego heavy metalu z lat 80. To akurat dobra decyzja, bo już na debiucie band prezentował się okazale i dostarczał sporo frajdy. Tym razem jest tak samo, tylko że jest większa dawka przebojowości.
Nowy album ukazał się po 5 letniej przerwie, ale nic się tu nie zmienia. Wciąż kluczową rolę w muzyce tej grupy odgrywa wokalista i gitarzysta Perttu. Jego wokal nadaje całości odpowiedniego klimatu i przebojowości. Lata 80 czuć na każdym kroku i nie jest to żadna ujma dla zespołu. Płyty bardzo dobrze się słucha i nie ma tutaj miejsca na nudę.
Zawartość to przede wszystkim energiczny i przebojowy otwieracz "First morning - collapse" , w którym band czerpie garściami z NWOBHM. Szybko wpada w ucho "Wings drawn in our minds" i tutaj popisy gitarowe Perttu i Niko są na wagę złota. Jest w nich finezja, lekkość i niezwykła energia. Oj dzieje się tutaj. Pełno tutaj perełek, a kolejna to bez wątpienia "Flying over tiprinth", w którym można odnaleźć echa Enforcer czy Iron maiden. Bardzo przypadł mi do gustu "Sisters", który przypomina dwa pierwsze krążki żelaznej dziewicy. Co za hit! Band bawi się konwencją lat 80 i dobrze się bawią i znakomicie to odzwierciedla "Tiger of snow". Całość wieńczy prosty i przebojowy "Wilderness of hearts".
Fiński Lord Fist gra prosty i przebojowy heavy metal w stylu lat 80 i to zdaje egzamin. Jak zwykle tworzą muzykę, która daje sporo frajdy i zaraża pozytywną energią. Masa chwytliwych melodii i przebojów, które zapadają w pamięci. Kolejny bardzo dobry album w ich wykonaniu, czyli pozycja obowiązkowa dla maniaków metalu z lat 80.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz