niedziela, 12 września 2021
ELD VARG -One man army (2021)
Ci co gustują w muzyce Grand Magus, Wolf, a przede wszystkim Cirith Ungol czy Manilla Road ci z pewnością powinni zapoznać się z "One man Army", czyli debiutem Eld Varg. Jak nazwa wskazuje, to faktycznie projekt muzyczny jednej osoby. Ellie Noakes odpowiada tutaj za wszystko i trzeba powiedzieć, że sobie poradził z tym jakże trudnym zadaniem. Szkocki Eld Varg działa od 2013r, ale dopiero teraz przyszedł czas na debiut.
Piękna, epicka okładka kusi żywymi kolorami i bazyliszkiem, który gra tu główną rolę. Sama muzyka przesiąknięta jest klimatem lat 70 i 80, a same dźwięki są tutaj przemyślane. Ellie wszystko przemyślał i nagrał płytę pełną ciekawych motywów. Otwieracz "And so it beigns" atakuje nas dobrze wyważonymi dźwiękami i prawdziwym klasycznym heavy metalem. Partie gitarowe są tutaj zagrane z polotem i świeżością. Dobry start. "To the beyond" to faktycznie epicki heavy metal w amerykańskim wydaniu. Nawet wokal Elliego mocno uderza w tamte rejony. Nie jest może najlepszym wokalistą na świecie, ale dobrze sobie radzi z materiałem, który jest na płycie. Przyspieszamy w rozpędzonym "Vulcan's hammer" i w końcu dostajemy też więcej mrocznego klimatu. Marszowy i epicki "Wolfpack" to kolejna mocna pozycja na tym krążku. W pełni oddaje styl i to co w duszy gra Elliemu. Z kolei taki "iron Cobra" przemyca troszkę doom metalu, ale też i pełno patentów Grand Magus. Brzmi to naprawdę świetnie. Mocny bas to atuty "Wastelands", który brzmi jak mieszanka tego co wypracował Manowar i Grand Magus. Ellie zaskakuje pomysłowością i pomysłem na epicki heavy metal. No i jeszcze znalazło się tutaj miejsce na rozbudowany kolos, czyli "Between the moon and the stars". Tak, to jest taka wisienka na torcie. Jest tutaj wszystko.
Eld Varg nie miał jakieś specjalnej reklamy i nie było szumu wokół tego wydawnictwa. Jednak zawartość zasługuje na uwagę fanów, zwłaszcza tych, co gustują na co dzień w epickim heavy metalu. To już kolejny dowód na to, że jeden człowiek jest w stanie nagrać wysokiej klasy album.
Ocena: 8/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie no, proszę Cię, bazyliszkiem?
OdpowiedzUsuńMyślałem, że to premiera, a to kolejne wydanie tej samej płyty, jak napisano,, z doładowaniem,, . Bardzo dobra płyta, nie wiem dlaczego w recenzji nie wyróżniłeś, ,,The Thunders of Mount Doom,, to przecież jej najbardziej przebojowy kawałek.
OdpowiedzUsuń