czwartek, 17 maja 2012

NIGHTMARE - The Burden Of God (2012)


Francuski NIGHTMARE mimo upływu lat wciąż gra i wciąż nagrywa nowe albumy. Obecnie na rynku muzycznym pojawił się ich ósmy album zatytułowany „The Burden of God”. Bez wątpienia jest to kontynuacja wcześniejszych albumów, choć muzycznie daleka od takiego debiutu, gdzie pojawiały się wpływy NWOBHM. Natomiast zestawiając z 3 poprzednimi albumami to otrzymamy oczywiście zawsze wysokiej klasy brzmienie, które ma podkreślać nowoczesność, zadzior i moc jaką niesie ze sobą NIGHTMARE. Również przewija się niezwykła dbałość o warstwę instrumentalną i mam tu na myśli ostre riffy wygrywane przez duet Franck Milleliri / Matt Asselberghs które cechują się brutalnością, ciężarem i niezwykłą power metalową melodyjnością, jak i rozpędzoną urozmaiconą sekcję rytmiczną, która wtóruje ostrym riffom i zadziornemu, mrocznemu wokalowi Jo Amore który ma coś z Jorna czy też Dio i muszę przyznać że jest to jeden z moich ulubionych męskich wokali. Niby to wszystko jest, moc, melodyjność, niby jest precyzja, dbałość o wykonanie zarówno kompozycji jak i całości pod względem technicznym, nawet dbałość o szatę graficzną. Nie ma kombinowania, jest nawet próba sięgnięcia po patenty z mojego ulubionego „The Domination Gate” gdzie pojawiały się elementy symfoniki. Niestety coś nie do końca wyszło im z tym albumem. Doskwiera, momentami jakby przytłaczała całość owa toporność, ciężar, jakby to miało skusić słuchacza. Dominacja ciężaru i stawianie na podobne struktury w kompozycjach sprawia że pojawia się jednostajność, rutyna i monotonia.

Wszystko dobrze się zaczyna bo od klimatycznego, symfonicznego "Gateways To The Void" i więcej takiego podejścia, więcej takiego grania z „The Domination Gate” i byłoby dobrze. Niestety nie wszystkie pomysły są tak trafione jak tutaj. „Sunrise In Hell” to kawał porządnego heavy/power metalu, jednak melodie grają tutaj jakby drugorzędną rolę. Liczy się ciężar, mrok, technika. Mimo to jest to sztandarowa kompozycja tego zespołu, na pewno jedna z ciekawszych na albumie. „The Burden Of God” ma ciekawą strukturę, koncepcję, jednak brakuje mi tutaj bardziej wyrazistego motywu i znów ta dominacja ciężaru, brutalności. Brzmi to bardzo dobrze, jednak zaczyna być u ciążeniem w odróżnieniu poszczególnych kompozycji. Za co mogę jeszcze ich pochwalić na tym albumie? Na pewno za "Children Of The Nation" który ma bardziej wyróżniający się motyw i słychać tutaj coś z BLACK SABBATH z ery Dio. Jest mrok, ponure tempo, jest zapadający mocny riff i nawet partie kobiecego wokalu upiększają tą kompozycję. „The Preacher” również ma ciekawy motyw gitarowy i dużą rytmiczność, jednak też nieco zbyt przesadzono tutaj z tym ciężarem jak dla mnie. Pod względem melodii i pomysłowości podoba mi się taki „The Doomsday prediction” który najwięcej ma owej przebojowości i to jest bardzo dobry przykład jak powinien brzmieć cały album. Próby urozmaicenia stylu przez symfoniczne patenty sprawdziły się co można usłyszeć „The Domination Gate part III” który stylistycznie nawiązuje do albumu o takim tytule z 2004 roku. Jednak nie zostały one w pełni wykorzystane.

Pomysł był, ale wszystko przytłoczono ciężarem i brutalnością, przez co album stracił jak dla mnie na atrakcyjności. Dużo tutaj wałkowania tych samych partii, tego samego motywu, brak jakiegoś ciekawego urozmaicenia. Wszystko brzmi bardzo jednostajnie. Wrażenie robi wykonanie, brzmienie i cała sfera techniczna i umiejętności muzyków. Jednak pod względem muzycznym jest to album dość ciężko strawny. Jest toporność, brutalność, brakuje wyrazistych kompozycji, brakuje zapadających melodii. Może czas przemyśleć kilka spraw, no bo nie można w kółko to samo prezentować, zwłaszcza na takim średnim poziomie.

Ocena: 5/10

2 komentarze:

  1. W pełni się z oceną zgadzam. Mi też nie podszedł, choć okładkę ma ciekawą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka piękna, coś wstylu "The Crest" Axela Rudiego Pella, podobny motyw:D Niestety muzycznie gorzej niż na poprzednim albumie i jest to straszna męka.

    OdpowiedzUsuń