Francuski
NIGHTMARE mimo upływu lat wciąż gra i wciąż nagrywa nowe albumy.
Obecnie na rynku muzycznym pojawił się ich ósmy album
zatytułowany „The Burden of God”. Bez wątpienia jest to
kontynuacja wcześniejszych albumów, choć muzycznie daleka od
takiego debiutu, gdzie pojawiały się wpływy NWOBHM. Natomiast
zestawiając z 3 poprzednimi albumami to otrzymamy oczywiście zawsze
wysokiej klasy brzmienie, które ma podkreślać nowoczesność,
zadzior i moc jaką niesie ze sobą NIGHTMARE. Również
przewija się niezwykła dbałość o warstwę instrumentalną i mam
tu na myśli ostre riffy wygrywane przez duet Franck
Milleliri / Matt
Asselberghs które
cechują się brutalnością, ciężarem i niezwykłą power metalową
melodyjnością, jak i rozpędzoną urozmaiconą sekcję rytmiczną,
która wtóruje ostrym riffom i zadziornemu, mrocznemu
wokalowi Jo Amore
który ma coś z Jorna czy też Dio i muszę przyznać że jest
to jeden z moich ulubionych męskich wokali. Niby to wszystko jest,
moc, melodyjność, niby jest precyzja, dbałość o wykonanie
zarówno kompozycji jak i całości pod względem technicznym,
nawet dbałość o szatę graficzną. Nie ma kombinowania, jest nawet
próba sięgnięcia po patenty z mojego ulubionego „The
Domination Gate” gdzie pojawiały się elementy symfoniki. Niestety
coś nie do końca wyszło im z tym albumem. Doskwiera, momentami
jakby przytłaczała całość owa toporność, ciężar, jakby to
miało skusić słuchacza. Dominacja ciężaru i stawianie na podobne
struktury w kompozycjach sprawia że pojawia się jednostajność,
rutyna i monotonia.
Wszystko
dobrze się zaczyna bo od klimatycznego, symfonicznego "Gateways
To The Void" i więcej
takiego podejścia, więcej takiego grania z „The Domination Gate”
i byłoby dobrze. Niestety nie wszystkie pomysły są tak trafione
jak tutaj. „Sunrise In Hell”
to kawał porządnego heavy/power metalu, jednak melodie grają tutaj
jakby drugorzędną rolę. Liczy się ciężar, mrok, technika. Mimo
to jest to sztandarowa kompozycja tego zespołu, na pewno jedna z
ciekawszych na albumie. „The Burden Of God”
ma ciekawą strukturę, koncepcję, jednak brakuje mi tutaj bardziej
wyrazistego motywu i znów ta dominacja ciężaru, brutalności.
Brzmi to bardzo dobrze, jednak zaczyna być u ciążeniem w
odróżnieniu poszczególnych kompozycji. Za co mogę
jeszcze ich pochwalić na tym albumie? Na pewno za "Children
Of The Nation" który
ma bardziej wyróżniający się motyw i słychać tutaj coś z
BLACK SABBATH z ery Dio. Jest mrok, ponure tempo, jest zapadający
mocny riff i nawet partie kobiecego wokalu upiększają tą
kompozycję. „The Preacher” również
ma ciekawy motyw gitarowy i dużą rytmiczność, jednak też nieco
zbyt przesadzono tutaj z tym ciężarem jak dla mnie. Pod względem
melodii i pomysłowości podoba mi się taki „The
Doomsday prediction” który
najwięcej ma owej przebojowości i to jest bardzo dobry przykład
jak powinien brzmieć cały album. Próby urozmaicenia stylu
przez symfoniczne patenty sprawdziły się co można usłyszeć „The
Domination Gate part III”
który stylistycznie nawiązuje do albumu o takim tytule z 2004
roku. Jednak nie zostały one w pełni wykorzystane.
Pomysł
był, ale wszystko przytłoczono ciężarem i brutalnością, przez
co album stracił jak dla mnie na atrakcyjności. Dużo tutaj
wałkowania tych samych partii, tego samego motywu, brak jakiegoś
ciekawego urozmaicenia. Wszystko brzmi bardzo jednostajnie. Wrażenie
robi wykonanie, brzmienie i cała sfera techniczna i umiejętności
muzyków. Jednak pod względem muzycznym jest to album dość
ciężko strawny. Jest toporność, brutalność, brakuje wyrazistych
kompozycji, brakuje zapadających melodii. Może czas przemyśleć
kilka spraw, no bo nie można w kółko to samo prezentować,
zwłaszcza na takim średnim poziomie.
Ocena: 5/10
W pełni się z oceną zgadzam. Mi też nie podszedł, choć okładkę ma ciekawą.
OdpowiedzUsuńOkładka piękna, coś wstylu "The Crest" Axela Rudiego Pella, podobny motyw:D Niestety muzycznie gorzej niż na poprzednim albumie i jest to straszna męka.
OdpowiedzUsuń