Gus G lider greckiego FIREWIND
ostatnim czasy był dość zapracowany, najpierw było dołączenie
do zespołu OZZIEGO OSBOURNE'A i jednoczesne prace nad albumem
Ozziego i FIREWIND z czego złego najsłabiej wypadł „Days Of
Defiance”, który był po prostu słaby, mało strawny i
dalece od tego co zespół grał. Można było wybaczyć jeden
słabszy album, który miał do zaoferowania tylko dobre
brzmienie i wykonanie kompozycji. Jednak drugi taki album to już
lekka przesada. Niestety, ale oczekiwania i moje nadzieje związane z
nowym albumem „Few Against Many” legły w gruzach. Został
powtórzony ten sam błąd, czyli silenie się na ciężkie
granie, skupienie się na mocnym brzmieniu, na mocnej sekcji
rytmicznej i zadziornych partiach gitary. Niestety to wszystko
sprawia, że gdzieś został utracony duch tego zespołu, uleciała
lekkość znana z pierwszych albumów, brakuje mi tej
przebojowości, z której byli znani do tej pory. Brakuje też
mi atrakcyjności, emocji i finezyjności w partiach Gusa G, gdyż za
dużo w tym mocnego grania, zbyt duży nacisk na ciężar, a szkoda
bo ten gitarzysta ma więcej w zanadrzu niż takie granie, które
bardziej by się nadawało na kolejny album Ozziego. Jednak
doświadczenie i staż ratuje ów album przed totalnym
ośmieszeniem, bo jednak jest precyzja i dbałość o wykonanie.
Tylko co z tego skoro nic z tego nie trafia do słuchacza?
Można by zrobić długi rozwód
nad otwierającym „Wall Of Sound” który nawiązuje
trochę do „Forged By Fire” jest podobny ciężar, taki
nowoczesny wydźwięk, jednak pomysłowość już nie ta i brakuje
tutaj takiego pomysłu podobnej klasy. Co z tego że brzmi to dobrze,
jest ostry cięty riff, kilka ciekawych momentów, gdzie Gus G
prezentuje to co potrafi najlepiej a mianowicie wirtuozerskie popisy
na gitarze i to zawsze mu dobrze wychodziło. Również reszta
muzyków gra dobrze, z precyzją i dużym bagażem
doświadczenia i najlepiej wypada boski Apollo, który dzisiaj
jest jednym z najlepszych wokalistów heavy metalowych i
słychać że jest w bardzo dobrej formie. Utwór dobry, nawet
bardzo dobry, ale to nie jest szczyt możliwości Gus G i FIREWIND.
Jednym z najlepszych utworów na płycie jest dla mnie nieco
bardziej rozbudowany „Losing my Mind”, który też
posłużył zespołowi do promocji albumu. Ten utwór bardziej
przypomina mi już album „Allagience” co słychać w nieco
progresywnym, rockowym wejściu, gdzie potem mamy już taki typowy
FIREWIND, gdzie jest w końcu jakaś atrakcyjna melodia, jest
zróżnicowanie w obrębie utworu, pojawia się zapadający
riff, dobrze dopasowane linie wokalne i no i jest to taki FIREWIND
jaki lubię, przede wszystkim przebojowy, melodyjny, a to niestety
jest to rzadkie zjawisko na tym albumie. Również znany
wcześniej był mi tytułowy „Few Against Many” i co
ciekawy jest to kolejny heavy/power jakiego ostatnio pełno, co
ciekawe mało w tym wszystkim finezji, mało tej przebojowości i
samego FIREWIND. Mam wrażenie że zespół staje się jednym z
wielu, a szkoda bo zawsze byli zespołem co się wyróżniał.
Na plus warto na pewno zaliczyć przebojowy „The Undyinf Fire”
który również sięga do patentów z „Forged
By Fire”. Sam utwór
cechuje się niezwykłą rytmicznością, dynamiką i takim
koncertowym wydźwiękiem. Do udanych kompozycji można też
zaliczyć najszybszy, najdynamiczniejszy utwór na płycie
czyli „Another Dimension”
który znów ma przesyt ciężaru i nieco chaotycznie
brzmiącą sekcję rytmiczną. Jednak jest to kompozycja godna uwagi.
Obok „Losing My Mind” do takich rasowych kawałków FIRWIND
gdzie jest lekkość, przebojowość to zaliczam nieco rockowy
„Destiny”. Mimo
tych kilku pozytywnych momentów trzeba przyznać, że zespół
najlepsze lata ma już za sobą i właściwie słychać wyczerpanie
materiału i wypalenie zespołu. Sporo nie udanych, wręcz nie
trafionych pomysłów, jak choćby konstrukcja „Glorius”,
nie pasujących do stylu
zespołu tak jak to ma miejsce w rozlazłej balladzie „Edge
Of Dream” gdzie zespołowi
wtóruje APOCALYPTICA . Brak pomysłu co do melodii, refrenu,
co do tego jak powinna brzmieć całość słychać w dość ciężkim
„Long Gone Tommorow”
albo nie zdecydowanie i wkroczenie w rejony komercyjne tak jak to
jest w przypadku „No hereos No Sinners”.
Moje
przeczucia związane z tym wydawnictwem jak i zespołem w sumie się
spełniły, niczego od nich nie wymagałem, nie oczekiwałem i też
nic nie dostałem. Trzy lub cztery znośne kompozycje to trochę za
mało na muzyków tej klasy, na zespół z takim stażem
i doświadczeniem. Przypomina to poniekąd sytuację nowego albumu
NIGHTMARE gdzie jest i soczyste, wysokobudżetowe brzmienie, jest
dbałość o wykonanie, o to żeby było ostro, ciężko i żeby było
można poczuć moc, która właściwie jest sztuczna. Nie warto
jak dla mnie tracić czas na ten album.
Ocena
: 4.5/10
W pełni się zgadzam. dobre brzmienie i słabe, wymęczone kawałki. Szkoda, szkoda i po stokroć szkoda. Ale zwiastunem upadku Firewinda i Gusa G. jak dla mnie była już ta płyta "Premonition" z 2008 - ona była już diametralnie różna od solowego debiutu oraz późniejszego dalszego ciągu z różnymi wokalistami. Brakuje takiego kawałka który by chociaż pociągnął całość, brakuje spójności a już najbardziej nienawidzę jak płyta kompletnie nijako i nie wiadomo kiedy się kończy - no sorry ja po dwudziestu minutach zauważyłem, że mi się mi płyta skończyła!
OdpowiedzUsuńMacie panowie racje nie zbyt dobry ten album trochę przekombinowany. A szkoda bo lubię ten rodzaj muzy który wypełnia 4 pierwsze albumy Firewind i miałem nadzieje że dostanę właśnie takie cuś a tu bebe.
OdpowiedzUsuń