Wbrew pozorom mroczna okładka i nieco
złowieszcza nazwa zespołu w postaci BLACK VIRGIN nie jest
związane z jakimś black metalem , a heavy / speed/ power metalem
prosto z ameryki. Oprócz intrygującej okładki i nazwy zespół
wzbudził pewną nie pewność kiedy ktoś zobaczył w ich składzie
młodziutką Cathy Burke, która o dziwo nie zajmowała się
śpiewaniem, a waleniem w gary. W owej roli radziła sobie całkiem
przyzwoicie, zresztą podobnie jak reszta muzyków. Na uwagę
zasługiwał mroczny i nieco thrash metalowy wokal gitarzysty
Kenniego Lienhardta, który może nie powalał techniką czy
charyzmą, ale zadziorność była znaczącym autem w tym przypadku.
Co warto jeszcze wiedzieć o nich? Zaczynali w roku 1982 r i na
debiutancki album przyszło czekać aż do roku 1986 kiedy to
światową premierę miał „Most Likely To Exceed”. Album
szybko przepadł w gąszczu innych ciekawych rzeczy i w sumie nic
dziwnego bo sam grania nieco podziemny i mało w tym atrakcyjności,
brak wysokiej rangi brzmienie, brak też jakiegoś ciekawego
rozplanowania, umiejętności muzyków co najwyżej dobre,
jednak dla fanów heavy metalu w stylu DEAF DEALER, DEATH MASK,
ATTAXE, REAPER czy METAL CHURCH może to być album który
wzbudzi większe zainteresowanie.
Kiedy brzmienie albumu jest garażowe,
umiejętności muzyków są co najwyżej dobre i ze wszystkich
stron doskwiera wtórność i mało przekonujące rozwiązania,
jedyne co może uratować album to same kompozycje, konstrukcja i
wykonanie ich. Trzeba przyznać, właśnie że kompozycje same w
sobie brzmią dobrze, momentami bardzo dobrze i czasami zapomina się
o tych wszelkich wadach, bo muzyka jest dynamiczna, zwarta i
treściwa. Mroczny klimat, zadziorność, nieco thrashowego ciężaru
i nieco heavy metalowej melodyjności i to się sprawdza co słychać
w otwierającym „Night Riders” czy też tytułowym „Most
Likely To Exceed” . Mroczny
klimat i surowe partie gitarowe Kenniego, które są co
najwyżej dobre/przeciętne i nie ma zbytnio nad czym się zachwycać,
bo nie ma ani jakiś atrakcyjnych melodii ani wysokiej klasy technik
doskwierają słuchaczowi w takim „Blood Brothers”.
Jednym z najlepszych utworów na płycie jest bez wątpienia
nieco thrash metalowy „Life After Life”
który ma ciekawie rozplanowaną sekcję rytmiczną i jest
urozmaicenie i pomysłowość. Szkoda że ta kompozycja właściwie
przyćmiewa inne nieco jednorodne utwory. W gronie ciekawych kawałków
możne też wyróżnić drapieżny „First To The
Worst” . Gorzej się
prezentują bardziej rasowe metalowe kawałki jak w przypadku
ponurego „Heavy metal Mad”
czy też rytmiczny „Hand Over Fist”.
Nie
ma mowy o genialnym albumie, który kusiło by soczystym i
dopracowanym brzmieniem czy zróżnicowanymi przebojami i
właściwie jest to przeciętny album, który jest dynamiczny i
melodyjny. Niestety poziom muzyczny poszczególnych kompozycji
jak i umiejętności muzyków mogą pozostawić wiele do
życzenia . Mimo wszystko można tego posłuchać, kiedy ma się czas
na zagłębianie się w tajniki heavy metalu lat 80.
Ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz