Czym, że jest magia?
Każdy z nas ma swoje definicje, jedni mówią o czarach,
siłach nadprzyrodzonych, a inni nazywają tak moc, która
pozwala czynić cuda, robić coś z niczego. W naszym rzeczywistym
świecie można dostrzec cuda, jednak czy są magią? Każdy
interpretuje owe zjawiska na swój sposób, jednak czy
można mówić o magii w przypadku muzyki, zwłaszcza
metalowej? Wyobraźcie sobie muzyka, gitarzystę i kompozytora, który
wykreował swój styl grania na tym instrumencie wykreował
jeszcze w zespole STEELER, który potem już pod własnym
szyldem tworzył muzykę, która można zakwalifikować do
gatunku melodyjnego metalu. Muzyk, który od 1989 właściwie
tworzył mniej więcej to samo, na pierwszych płytach było to
jeszcze nieoszlifowany styl, w którym pełno było zacięcia
heavy metalowego, które można było skojarzyć z STEELER, czy
RUNNING WILD. Potem już od albumu „Between The walls” stworzył
magiczny swój świat, gdzie każda melodia jest czymś pięknym
i wyjątkowym, gdzie każdy utwór to inna przygoda i nie dało
się oprzeć temu magicznemu światu, który potrafił
oczarować dźwiękami, melodiami, klimatem, solówkami i całą
grą owego muzyka. Najlepsze jest to, że kolejne albumy dalej były
w podobnym stylu i nie spadały poniżej pewnego poziomu jeśli już
chodzi o samą muzykę. O kim mowa? Kto jest tym czarodziejem, który
potrafi przenieść słuchacza do świata magii i czarów? Kto
jest tym muzykiem, który nie ma różdżki jak Harry
Potter tylko gitarę? Kto jest tym magikiem, który nie rzuca
czarów, a mimo to potrafi oczarować słuchacza, który
potrafi wytworzyć coś pięknego z niczego, z prostego motywu? Kto
jest tym czarodziejem, który nie ma problemu z utrzymaniem
magicznego stylu, który od lat gra w kółko to samo?
Tym czarodziejem jest nie kto inny jak maestro AXEL RUDI PELL, który
w kategorii melodyjnego metalu jest królem i po dzień
dzisiejszy ten stan rzeczy się nie zmienił. W muzyce Axela śmiało
można wyłapać inspirację takimi gitarzystami jak Ritchie
Blackmore, czy Yngwie Malmsteen i słychać wpływy tych gitarzystów
i ich zespołów, jednak mimo wyraźnych i słyszalnych
inspiracji Axel wykreował swój własny styl, który
jest nie do podrobienia. Klimat, melodyjność, energiczne solówki,
pełne finezji, emocji, mocna sekcja rytmiczna, nawiązujące do
RAINBOW czy DEEP PURPLE klawisze, piękny, podniosły i melodyjny
wokal, który prowadzi dialog z owym instrumentem Axela, to są
nieodzowne elementy jego stylu, które przewijają się na
każdej płycie. AXEL RUDI PELL jak wspomniałem trzyma wysoki poziom
i właściwie nie ma na koncie słabego i niedopracowanego albumy, to
też ciężko wybrać ten najlepszy. Z pewnością czołowe miejsce
zajmuje „Between The Walls” no i „Magic”.
Recenzję „Between The
Walls” mam już za sobą, to też chciałbym wam co nieco napisać
o „Magic”, który w rzeczy samej jest płytą magiczną,
która oczarowuje swoimi dźwiękami, klimatem, melodiami,
solówkami, finezją i lekkością Axela, którego
śmiało można zaliczyć do najlepszych gitarzystów na scenie
metalowej. „Magic” to album utrzymany w tym charakterystycznym
stylu co można było usłyszeć na „Between The Walls” czy
„Black Moon Pyramid” i to jest nie lada sztuka grać niby to
samo, a jednak wciąż trzymać wysoki poziom. Tutaj jest już
prawdziwa perfekcja i przypomina się genialny „Between The Walls”,
a niżeli przebojowy „Black Moon Pyramid” w którym
pojawiło się kilka eksperymentów, przez co album nie był
bez skaz. „Magic” niczym „Between The Walls” potrafi
zauroczyć i dostarczyć sporo emocji, gdzie każdy utwór to
inna przygoda. Mimo tego samego stylu, jaki serwuje Axel od roku
1989, to jednak trzeba przyznać, że „Magic” jest cięższym
albumem aniżeli dwa poprzednie albumy. Słychać, że w wielu
miejscach muzyka ociera się o heavy/power metal w takiej melodyjnej
odmianie i dowodem tego jest „Nightmare” , który
jest takim rasowym szybkim kawałkiem Axela, będący wariacją na
temat heavy/power metalu. Konstrukcja utworu, czy też refren
przypomina bardzo poprzedni album „Black Moon Pyramid”, czy też
heavy metalowe początki Axela w STEELER czy też pierwszy album
„Wild Obsession”, jednak tutaj mamy bardziej złożone solówki,
które powalają precyzją i finezją, do tego ta
nieprzewidywalność i zaskoczenie. Kolejny dowód na to, że
Axel jest wyjątkowym gitarzystą, który śmiało podąża
ścieżką wyznaczoną przez Ritchiego Blackmore'a. W podobnej
konwencji utrzymany jest „Playing With Fire” który
ma w sobie coś z hard rocka, co słychać w lekkim otwarciu. W tym
utworze znakomicie prezentuje swoje umiejętności perkusista Jorg
Micheal, który gra znacznie ciekawej, z większym rozmachem i
pomysłem aniżeli na płytach RUNNING WILD. Do grona zadziornych
kawałków, w których można wyłapać spore ilości
heavy/power metalu w melodyjnej formie należy zaliczyć również
„Turned To Stone”, „Prisoners of The sea” czy
też przebojowy, rozpędzony „Light in the Sky”. Jak można
zauważyć ponad połowę albumu zapełniają szybkie, heavy/power
metalowe kompozycje, które sprawiają że album jest naprawdę
dynamiczny i ostry. Pod tym względem jest to jeden z ostrzejszych
albumów, jeżeli nie najostrzejszy. Jednak magia Axela polega
na tym, że każdy album jest bardzo zróżnicowany, tak więc
i tutaj pojawiają się kompozycje o innym charakterze. Standardowo
musi pojawić się na albumie Axela utwór instrumentalny, tak
też jest i na „Magic”, choć tutaj ten element został
ograniczony wyłącznie do 2 minutowego intra w postaci „Swamp
Castle Overture”, który zachwyca klimatem oraz jakże
wspaniałą grą klawiszowca Christiana Wolfa, który jest
odpowiedzialny za lekkość i klimat, tą całą aurę melodyjnego
świata. Jednak w tym utworze, go tak nie słychać jak w kolosach,
które są kolejnym nieodzownym elementem płyt Axela i tutaj
mamy dwa nieśmiertelne utwory, który zapisały się w
historii twórczości Axela. Pierwszym z nich jest tytułowy
„Magic”, czyli utwór który opiera się na
stonowanym tempie, mocnym basie i wolniejszej perkusji i mocnym
wokalu. Zapewne nie jednemu słuchaczowi utwór się skojarzy z
BLACK SABBATH z ery Martina i jest to właściwie skojarzenie. Drugą
rozbudowaną kompozycją, która liczy sobie ponad 12 minut
jest „The Clown Is dead” i to jest utwór
melancholijny, wzruszający, nieco klimatem przypominający QUEEN
zwłaszcza z początku, jednak ta kompozycja ma swój własny
styl. Można ją traktować właściwie jako balladę i jest to
najdłuższa ballada z jaką miałem do czynienia i zarazem jedna z
tych najpiękniejszych. Świetnie zaaranżowane klawisze, które
zapewniają lekkość i odpowiedni klimat kompozycji i do tego
znakomity wokal Jeffa Scotta Sotto, który śpiewa tutaj wręcz
z nutką teatralności. Utwór po prostu piękny i ponad
czasowy. Sotto to znakomity wokalista, prawdziwa czołówka o
czym udowadnia po raz kolejny na płycie Axela i czuje się
znakomicie w szybkich kompozycjach, tych bardziej rozbudowanych, a
także w balladach i w „The Eyes Of the Lost” znów
o tym przekonuje słuchacza. Jeff na tym albumie zaśpiewał po
prostu perfekcyjnie, z mocą, z całym sercem i zaangażowaniem, a co
do owej wspomnianej ballady, to trzeba przyznać, że owa skromność
i lekkość, łagodność, romantyczny wydźwięk i dialog między
wokalem i gitarą Axela jest atrakcyjny i zapiera dech w klatce
piersiowej.
Nie trzeba wierzyć w
cuda, czary i magię, jednak jak inaczej określić muzykę zawartą
na „Magic”, jak nazwać zjawisko, że od debiutanckiego albumu
Axel wciąż trzyma się swojego stylu, nie kombinuje, nie
eksperymentuje, że wciąż siedzi na swoim tronie melodyjnego
metalu, nagrywając w bardzo regularnym odstępie czasowym tj rok czy
dwa lata kolejne albumy, który wciąż zachwycają, oczarowują
słuchaczy? Jak inaczej nazwać sposób wygrywania przez Axela
solówek, czy riffów, tworzenia klimatu na swoich
płytach, pięknych melodii? Jakie inne słowo tutaj pasuje niż
magia? „Magic” to najlepszy przykład tej magii w wykonaniu Axela
i choć od premiery minęło sporo czasu, bo album został wydany w
1997 roku, to jednak wciąż ma w sobie tą magię, wciąż zachwyca
i przenosi do krainy magii. Perfekcyjne wykonanie, znakomite
kompozycje, zróżnicowanie materiału, piękne melodie,
magiczny klimat i wszystko czego wymaga dusza. Axel nagrał wiele
świetnych albumów, ale „Magic” to czołówka i obok
„Between The Walls” najwspanialsze dzieło, który umocniło
pozycję Axela w gatunku melodyjnego metalu. Nie ma on sobie równych
i miło jest widzieć, jak ktoś idzie śladami Rithciego
Blackmore'a. Klasyka melodyjnego metalu, którą wstyd nie
znać. Czy wierzycie w czary i magię? Jeśli nie, to może najwyższy
czas dać się oczarować muzyce Axela i przeniknąć do jego świata
magii?
P.s Dziękuje kochanie za
piękny prezent w postaci tej płyty, która wzbogaciła moją
kolekcję tego muzyka i stała się inspiracją dla tej recenzji:*
Ocena: 10/10
Cieszę się ż Ci się podoba i tak Cie cieszy ten prezent:*
OdpowiedzUsuń