Nie ważne czy zespół
tworzy zgraja przyjaciół, czy może muzycy sesyjni, nawet nie
liczy się czy jest to band jednej narodowości, czy też jest to
zgraja ludzi z różnych zakątków świata.
Najważniejsze co nas interesuje jako słuchaczy to jaki owoc
przyniesie współpraca muzyków i czy będzie to dzieło
godne uwagi. Bo jeśli nie, to właściwie nie zależnie od czynników
składowych i tak będzie to klęska. Dead End Heroes to akurat
projekt muzyczny szwedzkiego perkusisty Daniela Voageli, który
dobrał sobie muzyków obracających się wokół takich
gwiazd jak Tony Martin czy Doogie White. Postanowili grać melodyjny
hard rock z wyraźnymi wpływami lat 80 czy 70. Stylistycznie można
ich porównać do Europe, Ac/Dc, Deep Purple, Rainbow czy nawet
Journey. To już zachęca, by sięgnąć po „Roadkill”.
Okładka nie wiele mówi,
zresztą skład jaki tworzy Dead End Heroes również.
Pozostaje się zdać na zawartość. Od pierwszych dźwięków
można usłyszeć soczyste brzmienie, które ma pokazać siłę
zespołu i że nie mają zamiaru grać łagodnych melodyjek. Tytułowy
„Roadkill” to taki miks Dokken, Ac/Dc i Deep
Purple. Udało się tutaj dobrze wyważyć nowoczesny sound i
klasyczny styl. Brzmi to soczyście i energicznie. Siła tego zespołu
właściwie tkwi w urokliwym wokalu Schulza i mógłby śmiało
śpiewać w Rainbow. Taki o drugi Doogie White. Dobrze to nawet
uchwycono w ostrzejszym „Dead End heroes”, który
zdradza, że zespół dość łatwo tworzy chwytliwe kawałki.
Klimaty Deep Purple ujawniają się w stonowanym „ Cry For
The Moon” czy progresywnym, nostalgicznym „Stormfront”.
Nie brakuje mocnego uderzenia i atrakcyjnych melodii, które
sprawiają, że czas szybciej leci. Właśnie tak można by opisać
energiczny „Hands of The Wheel” czy
nieco bluesowy „Technicolor Love”.
Jest kilka słabszych momentów, zwłaszcza pod koniec płyty,
ale można to jakoś przetrawić. To jest właśnie coś co mi
przeszkadza w tym wydawnictwie, a mianowicie brak równego
poziomu przez cały album.
Jest
to płyta z serii na jeden raz. Przyjemnie się słucha, jest w czym
wybierać, a płyta nie jest na jedno kopyto. Brakuje tylko w tym
wszystkim ciekawszych aranżacji, większej dawki przebojowości i
wreszcie zaskoczenia. Nie ma tragedii, ale nie ma się też czym
zachwycać.
Ocena:
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz