Trzech
rockowych muzyków, a mianowicie Scott Coogan, Kelly Keeling i
Vinnie Moore postanowiło zjednoczyć siły i stworzyć band o nazwie
Red Zone Rider. Efektem ich współpracy jest debiutancki album
o nazwie „Red Zone Rider”. Płyta jest skierowana do fanów
rocka, zwłaszcza progresywnego czy AOR. Zespół nie kryje
swoich fascynacji latami 70, co zrozumiałe się wydaje usłyszeć
tutaj wpływy Rainbow, Led Zeppelin, Whitesnake czy Deep Purple.
Zespół stawia na emocje, na piękne i dojrzałe melodie, a
przede wszystkim łagodny, ujmujący klimat. Jest to muzyka
skierowana do tych słuchaczy co cenią sobie rock najwyższych
lotów. Wysoki poziom zapewnia wokal Kelly'ego, który
przypomina trochę manierę Biffa z Saxon. Lekka chrypa, sporo
emocjonalnego ładunku i taki kojący charakter sprawiają, że jego
wokal jest hipnotyzujący. Do tego popisy jednego z najbardziej
uzdolnionych gitarzystów reprezentujących neoklasyczny styl i
mamy wszystko co jest potrzebne do pełnej ekscytacji. Otwarcie płyty
kawałkiem „hell No”
dobrze nastraja, bo od razu daje przedsmak tego co nas czeka.
Klimatyczny rock przesiąknięty latami 70. Słychać, że mamy do
czynienia z doświadczonymi muzyki, którzy wiedzą jak podejść
do tego tematu. Marszowy „By The Rainbows End”
jest hołdem dla twórczości Ritchiego Blackmore'a. Nie
brakuje pięknych, romantycznych ballad co potwierdza „Cloud
of Dreams”.
Jest też sporo hitów i do tych najlepszych zaliczam „Never
Trust a Woman”
czy „Hit The road”.
Na koniec chciałbym też wspomnieć o rozbudowanym „Obvious”
który ukazuje progresywne oblicze zespołu. To wszystko składa
się na to, że mamy do czynienia jednym z najciekawszych albumów
rockowych roku 2014.
Ocena:
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz