Ross The Boss cały siły
włożył teraz w Death Dealer i troszkę jeszcze trzeba poczekać na
trzeci solowy album. Do tego czasu warto zainteresować się Hammer
King. Zespół stworzony przez dawnych muzyków Ivory
Night. Jeden z tych niemieckich bandów, który nagrał
parę albumów i przepadł. W ich muzykę inwestował sam Ross
the Boss, bo w końcu zaczynali jako cover band, grający kawałki
Manowar. Zresztą lider grupy Patrick Fuchs, który gra na
gitarze i zajmuje się wokalem jest znany również z solowego
bandu Rossa, gdzie przecież również pełni podobne funkcje.
Nic więc dziwnego, że Hammer King to zespół, będący
wypadkową twórczości Manowar, Majesty czy właśnie Rossa
The Bossa. „Debiut” w postaci „Kingdom of the Hammerking” to
nie lada uczta dla fanów melodyjnego heavy/power metalu w
stylu przytoczonych wcześniej kapel.
Patrick Fuchs to jeden z
moich ulubionych wokalistów, bowiem jest charyzmatyczny i
potrafi oddać piękno muzyki heavy/power metalowej w epickiej
odsłonie. Miło jest go znów usłyszeć właśnie w takich
klimatach. Hammer King brzmi tak świetnie również dzięki
Charlesowi Greywolfowi, który czuwał nad produkcją i
brzmieniem. Gitarzysta Powerwolf odwalił tutaj kawał dobrej roboty
i to słychać od samego początku. Idąc dalej językiem korzyści
to trzeba też pochwalić zespół za ciekawą okładkę w
stylu lat 80 i tutaj przypominają się okładki Anvil. Patrick tutaj
współpracuje z innym gitarzystą, a mianowicie Gino Wildem.
Dzięki ich chemii i zgraniu mamy sporo ciekawych pojedynków,
sporo elementów zaskoczenia. Każdy motyw ma w sobie to coś i
zostaje na długo w pamięci. Pomówmy zatem o samej
zawartości, która od samego początku do samego końca
niszczy obiekty. „Kingdom of the Hammerking” to
taki rasowy heavy metalowy kawałek, który można potraktować
jako hymn o metalu. Jest stonowane tempo, jest epicki klimat, jest
ciekawa melodia rodem z twórczości Crystal Viper czy Jack
starr Burning Star. W „I am the King” zespół
przyspiesza i porywa nas swoją przebojowością. „Aderlass;
The Blood of Sacrifice” to piękna epicka kompozycja, która
ma sporo z twórczości Rossa The Bossa. Dalej mamy marszowy
„Chancellor of Glory” w który Hammer King
wykorzystuje pewne patenty z NWOBHM. Kolejną petardą na płycie
jest w sumie ostrzejszy „Blood Angels”, gdzie
zespół nie boi się udać w toporne rejony. Równie
dobrze prezentuje się mocny „Figure in the Black”
czy bardziej power metalowy „We are the Hammer”. Na
sam koniec mamy prawdziwą ucztę czyli true metalową epicką podróż
w rejony najlepszych kompozycji Manowar czy Majesty. Oj tak „Glory
to the Hammer King” to jeden z najlepszych kawałków
roku 2015 właśnie w kategorii true metalu.
Kochasz true metal i
brakuje czy dawnego Majesty czy Manowar? Nie możecie się doczekać
trzeciego albumu Rossa The Bossa? A może po prostu kochacie true
heavy metal w najlepszym wydaniu? Jeśli tak, to Hammer King to
pozycja obowiązkowa dla was. Panowie stworzyli prawdziwą perełkę
w tejże kategorii. Soczyste brzmienie, nad którym czuwał
gitarzysta Powerwolf, do tego Patrick znany z Ross the Boss, który
napędza całość, Czego można chcieć więcej? No jedynie więcej
takich płyt i koncertu w naszym kraju. Ten album to prawdziwa
niespodzianka.
Ocena: 9.5/10
Amatorka, granie uliczne.
OdpowiedzUsuńDawnego Majesty to może bardzo mocno brakować, szczególnie po popłuczynach jakie ostatnio wydali, a Manowar podobno siedzi w studio i pracuje nad nową płytą, więc poczekamy zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuń