Jednym z przedstawicieli
nurtu NWOBHM jest również Girlschool, który często
jest lekceważony o pomijany w przez fanów. W końcu kapela ta
nie osiągnęła takiego rozgłosu jak inne bandy reprezentujące ten
nurt. Jednak brytyjski Girlschool działa od 1978 r i właściwie
dalej tworzą i mają się całkiem dobrze. W ich muzyce można
doszukać się wpływów takich kapel jak Motorhead, Angel
Witch, Scorpions, Slade czy nawet Sweet. Ogólnie jest to band
bardzo nastawiony na hard rocka, na szaleństwo i dobrą zabawę. W
takiej formule utrzymane są w sumie wszystkie 13 wydawnictw jakie do
tej pory wydali. Tym najnowszym jest „Guilty as Sin”. Mimo upływu
czasu i mimo pewnych perturbacji Girlschool nie zmienił się
stylistycznie i właściwie co dostajemy na nowym dziele to stary
poczciwy NWOBHM wymieszany z hard rockiem. Nie ma właściwie
jakichkolwiek eksperymentów, czy prób zmiany formuły.
Girlschool idzie dalej wytoczoną już dawno temu ścieżką i
troszkę szkoda że nie spróbowali jakoś nas zaskoczyć.
„Guilty as Sin” to tylko kawał solidnego, nieco rzemieślniczego
brytyjskiego hard rocka wymieszanego z NWOBHM. Wszystko jest proste i
w sumie pozbawione świeżości, przez co płyta na dłuższą metę
może nieco nużyć słuchacza. Mimo tego, że jest to stara i
sprawdzona szkoła hard rocka i w sumie słychać te klasyczne
zagrywki gitarowe i feeling lat 80, to jednak są pewne
niedociągnięcia. Brzmienie jest nieco przybrudzone, ale jakby
obdarte z mocy. Głos Kim też jest już bez mocy i bez drapieżności.
Momentami brzmi to wszystko jak jakiś pop rock, a to nie zbyt działa
korzystnie na całość. Niezbyt dobrze zespół wypada w
takich średnich hard rockowych kompozycjach i to potwierdza już na
wstępie otwieracz „Come the Revolution”. Nie ma w
tym nic co by przykuło uwagę. Znacznie lepiej Girlschool radzi
sobie z szybszym hard rockowym granie w stylu Motorhead i dobrze to
obrazuje „Take it like a band”. Jest energia, jest
szybkość i mocny riff, czyli to co jest potrzebne by porwać
słuchacza. Na płycie pojawia się sporo nijakich kompozycji, które
pełnią rolę ewidentnych wypełniaczy. Tak właśnie jest z „Akward
Position”. W sumie nie wiele zostaje w głowie z tego co
pojawia się na płycie, a jeśli już coś zostaje w głowie to
całkiem udany cover The Bee Gees w postaci „Stayin Alive”.
Dość często zespół raczy nas rockowymi kawałkami
przesiąkniętymi komercją i dlatego też takie kawałki jak
„Perfect Storm” nie mają większego przebicia.
Najlepszym utworem na płycie jest bez wątpienia „Night
before”,a to w sumie zaleta tego że w tym utworze jest
sporo z starego Motorhead. Jest pasja, jest szaleństwo, a utwór
dość szybko zapada w głowie. Najciekawsze jest to, że jest to
zespół który działa od 1978, który ma
doświadczenie, który mógłby znacznie więcej
osiągnąć. Szkoda tylko że nie przedkłada się to na muzykę i w
efekcie mamy średniej klasy hard rockowy materiał utrzymany w stylu
lat 80, który nijak ma się do konkurencji i do innych płyt z
tego roku. Płyta skierowana właściwie do zagorzałych fanów
zespołu.
Ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz