wtorek, 8 maja 2012

STEEL ASSASSIN - WWII Metal Of Honor (2012)


Historia amerykańskiego STEEL ASSASIN to jedno wielkie pasmo nie szczęść, gdzie były problemy z wydaniem debiutanckiego albumu, potem kapela się rozpadła i reaktywowała w 2007 r.. Dzisiaj za pewne mało kto kojarzy ten band z latami 80 i raczej każdy teraz żyje terażniejszością i mam tu na myśli nowe wydawnictwo tego heavy metalowego zespołu czyli „WWII : Metal Of Honor” . I w sumie ciężko powiązać ten album z latami 80 i słychać , że kapela chciała pokazać że z tamtego okresu pozostało doświadczenie, pomysł na melodie, konstrukcje utworów, a tak słychać ten terażniejszy heavy metal, gdzie jest ciężar, jest mocne brzmienie, który stawia na soczystość, wyostrzenie poszczególnych instrumentów, które ma zapewnić odpowiednie tło pod ostre, ciężarne riffy. Niby z jednej strony brzmi to bardzo dobrze, a z drugiej czuję nie dosyt zwłaszcza kiedy pomyślę o poprzednich wydawnictwach, z naciskiem na „War Of Eight Sword”. To był i w sumie dalej jest znakomitym dziełem gdzie można poczuć niezwykła moc heavy metalu, tą zadziorność, lekkość, przebojowość i ten epicki charakter, tego w sumie oczekiwałem od jego następcy. Właściwie co pozostało to niezwykle dopieszczone brzmienie, talent muzyków, które gwarantuje całkiem przyzwoitą rozrywkę na pewnym poziomie. Bo znajdziemy tutaj wszystko co powinno zdobić taki album, czyli ostre, cięte riffy wygrywane przez duet Curran/ Mooney gdzie mamy zapewnioną precyzję i staranność, solidność i ciężar, szkoda tylko że czasami czuję w tym wszystkim porządne i nieco toporne granie, które pozbawione jest elementu zaskoczenia, lekkości z poprzedniego albumu, brakuje mi też jakiś ciekawych zapadających melodii w tym aspekcie. Czuje w tym wszystkim jakby granie na siłę. Bez wątpienia co łączy oba albumy to starannie wyważone linie wokalne Johna Falzone, który jest takim rasowym wokalistą i sprawdza się w wysokich rejestrach i słychać nieco w tym wszystkim manierę Bruca Dickinsona. Również nić połączenia między tymi dwoma albumami można wytknąć w przypadku sekcji rytmicznej która jest tutaj imponująca, urozmaicona i dzieję się sporo jest czasami szybko tak jak w melodyjnym „Blietzkrieg Demons” który jest najlepszym utworem na płycie, czy też stonowana, gdzie mamy ponury klimat, nieco toporności tak jak to jest w „The Wolfpack” który tylko dowodzi że to już nie ten sam poziom muzyczny co na wcześniejszym albumie i słychać tą przepaść.

Tak więc warto przybliżyć nieco tutaj zawartość ów materiału. Fani amerykańskiego MANOWAR, czy też JUDAS PRIEST powinni być zadowoleni z wydźwięku całości. Otwieracz w postaci „ God save London” sieje zniszczenie i słychać, że jest to heavy metal doświadczonych ludzi którzy stawiają na solidność i ciężar. Oczywiście są i rozbudowane kompozycje jak „Iron Fist” który ma coś z METAL CHURCH, IRON MAIDEN i wszystko brzmi bardzo ciekawie bo jest wyważenie między melodyjnością i ciężarem i jest to już ciekawsza kompozycja. Sporo się dzieje, tylko pytanie: czy nie szło tego zawrzeć w 4-5 minutach? Trzeba przyznać że atutem tego albumu są szybkie, dynamiczne i bardzo melodyjne kompozycje, gdzie zespół nie kryje zamiłowania do IRON MAIDEN i tu na myśl przychodzi taki nieco urozmaicony „Bastogne” , rozpędzony „Guldenacal” . Na poprzednim albumie był epicki kolos tak i tu jest, a w tej roli „Nornamndy Angels”który imponuje klimatem, zróżnicowaniem i przetasowaniem różnymi motywami, jednak to wszystko na dłuższą mętę nieco przytłacza i zaczyna nudzić. Jednak najmniej entuzjazmu wzbudzają u mnie dwa kawałki, a mianowicie stonowany, ociężały i mało atrakcyjny „Four Stars Of Hell” i nieco przekombinowany „Red sector A” który z drugiej strony imponuje melodyjnością i dynamiką.

Oczekiwania względem tego albumu były u mnie dość spore i chyba zbyt wygórowane. Nie ma drugiego „War Of Eight Sword” i na osłodę pozostaje fakt, ze to bardzo przyzwoity album, który zaspokoi raczej gusta tych co lubią mocny, zadziorny, solidny heavy metal. Ci którzy szukają większych wrażeń, czegoś ambitniejszego, na wyższym poziomie, muszą poczekać lub poszperać w starszych nowościach. Dobra robota i nic ponadto.

Ocena: 7/10

4 komentarze:

  1. Właśnie słucham i całkiem fajny krążek muszę przyznać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Krążek dobry, ma kopa, jest mocna praca gitar, ale brakuje mi tu czegoś:P Myślę że w tej kategorii ciekawszy był ACCEPT, czy też świetny 3 INCHES OF BLOOD. Ale słucha się tego wydawnictwa dobrze. Polecam oczywiście poprzedni album jeśli nie znasz, to jest dopiero dzieło:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałeś racje poprzedni album jest lepszy... no nie znałem go wcześniej dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe a proszę cała przyjemność po mojej stronie. Wszystko jest lepsze na poprzednim albumie, wokal, kompozycje, nawet okładka:D No i ten epicki klimat:D

    OdpowiedzUsuń