Królowa heavy
metalu jest jedna i jest nią nieustannie Doro Pesch, która od
dawno nie wydała nic ciekawego i dla niektórych ten tytuł
może być nieco przesadzony, przyznany na wyrost, bo przecież
niemiecka wokalistka miała różne okresy w swojej karierze,
nawet te dalsze od metalu jak to miało miejsce na albumie „Doro,
jednak ze względu na rozwój niemieckiego metalu,
rozpowszechnienie metalu z babskim wokalem na pewno ten tytuł się
jej należy. Doro Pesch to dla przede wszystkim okres grania w
WARLOCK w latach 80, potem kilka fajnych płyt było sygnowane jej
imieniem i pod szyldem DORO właściwie dawno nic fajnego się nie
ukazało. Ostatni album „Fear No evil”, który się ukazał
w 2009 r. był nawet dobry, zawierał odesłania do WARLOCK, jednak
ten album miał tez kilka niedociągnięć, słabszych momentów
i ciężko to wydawnictwo uznać za w pełni udane. Niedawno
wokalistka obchodziła 25 lecie działalności, stąd też
oczekiwania na nowy album się wydłużyło do 3 lat i o to mamy nowy
album w postaci „Raise your Fist” i choć tytuł jak i okładka
sugerują dobry album to jednak przy bliższym kontakcie album sporo
traci i nie chodzi tutaj o to że styl oklepany, bo od niemal kilku
lat Doro gra to samo, nie chodzi też o to że jest to mało
oryginalne granie, lecz o to że kompozycje są tutaj po prostu słabe
i ciężko o coś na dobrym poziomie, do tego dochodzi po prostu zbyt
dużo wolnych kompozycji po kroju: balladowego „Its stiil
Hurts”, komercyjnego „Engel” który nie dość
że jest mało atrakcyjny to w dodatku odśpiewany w rodzimym języku
wokalistki, udziwniony „Frehreit” który również
należy do grona wypełniaczy, też odstrasza przy pierwszym
kontakcie, czy też poparty klawiszami „Free My heart”,
czyli jak widać sporo jest nie trafionych, komercyjnych kawałków,
które z metalu nie wiele mają wspólnego. Czyżby
królowa metalu już nie miała pomysłu na kompozycje,
zabrakło jej werwy? Najwidoczniej, bo również utwory
metalowe, który powinny zapadać w pamięci, powinny
dostarczyć wrażeń słuchaczowi wręcz momentami przynudzają i
rodzą wiele pytań, typu gdzie jest ta Doro z WARLOCK? Gdzie jest ta
królowa która nie miała problemów z tworzeniem
metalowych hymnów? Z tych nie udanych kompozycji zaliczę
stonowany, przekombinowany „Victory” który zbliża
się do komercyjnego rocka, średni „Little Headbanger”,
przereklamowany „Raise your Fist in the air” który
promował album w postaci klipu, czy tez singla jednak nie jest to
najlepszy metalowy hymn jaki stworzyła wokalistka, tutaj jest tylko
udany refren, reszta należy do kasacji. W miarę słuchalne
kompozycje to nieco hard rockowy „Coldhearted Lover”,
rozpędzony,dynamiczny „Take No Prisoners” czy też w
końcu „Revenge” który obdarzony został dość
ciężkim riffem i agresji tutaj dość sporo, szkoda tylko że tylko
tylu dobrych kompozycji się doliczyłem i że nie ma więcej dobrych
utworów.
Czasy WARLOCK już dawno
temu się skończył i dochodzę do wniosku, że czas DORO już też
dobiega, bo wokalistka nie potrafi stworzyć jakiś dobrych
zapadających kompozycji i właściwie nagrywa coraz słabsze albumy.
Jeden z najsłabszych albumów królowej metalu i jak dla
mnie ogromne rozczarowanie roku 2012.
Ocena: 2.5/10
Recenzja zbyt surowa i z lekką nutką niekompetencji. Płyta jeszcze lepsza od poprzedniczki, z ikrą i pazurem, energią zmiatającą najnowszy Kiss i świetnym wokalem Królowej. Chyba nie za bardzo wiedziałeś tutaj co pisać, jak też nie zrozumiałeś krążka, ale nie każdy jest doskonały...
OdpowiedzUsuńPrzejrzałem recki na kilku portalach - trzech niemieckich, holenderskim, szwedzkim i angielskim. Wszędzie bardzo pozytywne opinie. Moim zdaniem w kilku kawałkach energia wprost wylewa się z głośników. A dobre metalowe ballady to też sztuka. Stara dobra Doro - polecam.
OdpowiedzUsuńA co do uwagi o niemieckim, rozumiem, że są różne gusta ale na przykład taki Rammstein po angielsku ssie i to bardzo. Mnie taka odmiana sie podoba:)