Zapewne dzisiaj mało kto
kojarzy włoski zespół Tarchon Fist, który debiutował
w 2008 roku albumem „Tarchon Fist”. Kapela powstała w 2005 roku
i przez ostatnie lata nie wiele się działo w obozie włoskiej
formacji. Przypominali o sobie za sprawą singla czy komplikacja,
jednak co nie którzy czekali na nowy album, który
pokaże zespół w lepszym świetle niż to miało miejsce na
drugim albumie „Fighters” . Kapelę zasilił gitarzysta Sergio
Rizza oraz wokalista Mirco Ramondo, który śpiewał na udanym
debiutanckim albumie. Zespół wraca silny jak nigdy przedtem i
to z nowym albumem zatytułowanym „Heavy Metal Black Force”.
Szata graficzna nie
należała do mocnych stron zespołu, ale przecież taki banał nie
może zdyskwalifikować płyty ani też wpłynąć na ocenę samej
zawartości. Jasne może podziałać odstraszająco, ale czy nie
warto dać szansy płycie, zwłaszcza że kapela już pokazała na
debiucie że grać potrafi. W tym konkretnym przypadku okładka w
żaden sposób nie oddaje stylu płyty, ani poziomu zawartej
muzyki. Gdybyśmy poszli tropem szaty graficznej to muzyka musiała
być niechlujna, chaotyczna i nie dopracowana, może nawet i nudna.
Tak nie jest. Co ciekawe Tarchon Fist nie dość że nawiązał do
poziomu i stylu z debiutu to jeszcze przebił tamten krążek w
każdej sferze. Brzmienie jest bardziej soczyste, bardziej
dopieszczone, a wszystko brzmi znacznie przejrzyściej. Sekcja
rytmiczna nadaje całości mocy, ale też i urozmaicenia, przez co
kompozycje nie są zagrane w jednej tonacji. Rozwój zespołu
jest słyszalny. Mirco przechodzi na płycie sam siebie i to jest
jego przedstawienie. To właśnie dzięki niemu kawałki są
energiczne, zakorzenione w latach 80, ale też chwytliwe. Tarchon
Fist dalej gra melodyjny heavy metal, w którym są echa heavy
metalu lat 80, power metalu, a nawet NWOBHM. Co przesądza o
atrakcyjności tej płyty to bez wątpienia przeboje, które
mimo swojej prostej i wtórnej formie zapadają w pamięci i
nie sposób oprzeć się ich melodiom. Stonowany i zarazem
hymnowy „Play it Loud” dobrze obrazuje tą cechę.
Poza tym Tarchonf Fist postawił na agresję, dynamikę, której
brakowało właściwie od początku kariery zespołu. Wiecie co? W
takiej konwencji zespół wypada wzorowo i wystarczy odpalić
taką petardę jak „Knight of fate” . Rytmiczne
granie przesiąknięte Hammerfall, które słychać w „I
stole a Kiss The Devil” też wypada bardzo dobrze i płyta nie
zwalnia tempa. Nieco hard rockowy „Heavy Metal Black Force”
też prezentuje się wybornie, a wszystko za sprawą znakomitych
popisów gitarowych i koncertowego refrenu. Jest też i dobry
humor, który można uchwycić w „Student Attack”
. Fani bardziej komercyjnego grania, powinni zachwycić się rockowym
„You must feel your Heart” , który nasuwa
twórczość Def Leppard i to w pozytywnym znaczeniu. Kolejnym
mocnym punktem na płycie jest „Sweet Lady Rose” w
którym słychać echa NWOBHM. Jak najlepiej zakończyć
albumem? Oczywiście z hukiem i to też Tarchon Fist robi. Najpierw
szybki hard rocker w postaci „Diavoli Neri”, a
całość zamyka energiczny „Born To Kill” i to
rzutuje dobrze na przyszłość Tarchon Fist.
Można było
przepuszczać, że Tarchon Fist nagra kiedyś album równie
melodyjny i chwytliwy co debiut, ale że nagra album jeszcze lepszy
od „Tarchon Fist” to bym w życiu nie przypuszczał. Wszystko
jest więcej i co ciekawe sam zespół jest w lepszej formie.
Mirco stał się znakomitym wokalistą, który wie jak zrobić
show, jak sprawić, żeby utwór zapadł w pamięci. Sama płyta
jest oparta na chwytliwych melodiach, przebojach, a co za tym idzie,
nie ma mowy o nudzie i chaosie. Album stał się najlepszym w
karierze zespołu dzięki wpleceniu nieco agresji, dynamiki i
szybkości. Jedno z największych pozytywnych zaskoczeń roku 2013.
Zignorujcie kiepska okładkę i wcześniejsze przemyślenia na temat
Tarchon Fist i sięgnijcie po nowy album. Kto wie, może będzie się
tak dobrze bawić przy nowych kompozycjach włochów tak jak
ja?
Ocena: 8.5/10
Jeśli takie włoskie rym cim cim w Twojej ocenie zasługuje na 8,5/10 to niech nas wszech mogący ma w opiece przed takimi recenzentami !!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJesteś nieobiektywny w swoich ocenach,masz klapki na oczach jak koń(nie mam nic do koni) jeśli chodzi o power metal jak już dawno zauważyli co nie którzy odwiedzający tego bloga
jak czytałem recenzje nowego Black Sabbath i wiele innych płyt z tego roku to też mógłbym podpisać się takim komentarzem jak ty tutaj. Czy naprawdę jest obiektywizm wśród słuchacza? Każdy czymś się kieruje, ma swoje kryteria, wymagania, czegoś oczekuje. Jeden szuka klona Helloween drugi coś świeżego, a drugiemu to wszystko jedno. Tarchon Fist nagrał bardoz dobry płytę, który ociera się o heavy metal, hard rock i power metal. Mnie to przekonuje. Co ci tutaj nie pasuje? Mirco znakomicie śpiewa i ma w sobie to coś. Kawałki zapadają w pamięci i nie wychwyciłem wypełniaczy. Płyta nic nie wnosi, ale ten zarzut można przypiąć do wielu płyt. Oceny powiadasz, każdy ma swoje i chyba nie sądzisz że każdy miał takie same jak ty, co? To jest moja skala i ja własnie w takiej widzę Tarchon Fist. Ludzie gorszymi płytami się zachwycają i wychwalają pod niebiosa. Czy tez im zarzucisz brak obiektywizmu? Raczej kwestia gustu. Zawsze możesz założyć swój własny blog z obiektywnym spojrzeniem:P Pozdrawiam
Usuń