Odstawmy na bok ocenianie szwedzkiego Sabaton przez wzgląd na ordery
przyznawane im przez naszych polityków, zostawmy na chwilę
ich powiązania z Polską i podlizywanie się naszemu krajowi,
pomińmy krytykowanie ich słodkości czy innych aspektów,
które uczyniły Sabaton gwiazdę. Skupmy się na tym, że rok
2014 to dzień sądu dla Sabaton. Po tym jak zespół opuściło
4 kluczowych muzyków i założyli Civil War, Joakim i Par
pozostali i dalej grają jako Sabaton. Pozyskali nowych ludzi i
nagrali „Hereos”, który jest dla nich prawdziwym
sprawdzianem. Czy rzeczywiście bohatersko wybrnęli z tej trudnej
sytuacji? Czy mogą się pochwalić, że udało im się nagrać
równie dobry album co za czasów, gdy Sabaton był w
oryginalnym składzie? Czy „Hereos” może konkurować z
debiutanckim albumem Civil War? Poszukajmy odpowiedzi na te pytanie.
Co ciekawe mimo tych drastycznych zmian, to wciąż jest znany nam
wszystkim Sabaton. Jedni chcieli zmian, chcieli czegoś nowego,
drudzy zaś marzyli o kolejny „Primo Victoria” czy „Art Of War”
i raczej ci drudzy będą zadowoleni, bowiem Sabaton pozostał wierny
swojemu stylowi. Dalej jest to mieszanka heavy i power metalu, dalej
klawisze odgrywają kluczową rolę podobnie zresztą jak
charakterystyczny wokal Joakima. Słodki charakter w melodiach
pozostał i to jest w sumie ich znak rozpoznawczy. Choć odeszło 4
muzyków, to nie słychać żeby przedłożyło się to na
zmianę stylu. Sabaton dalej stara się dostarczać nam szybkich i
melodyjnych kawałków. Jasne, że podczas słuchania można
mieć Dejavu, że to już się słyszało gdzieś wcześniej na
poprzednich albumach, ale to nic nowego jeśli chodzi o Sabaton.
Zmiana składu to była nadzieja na powiew świeżości i
podniesienie poziomu muzycznego po słabym „Carolus Rex”, której
na „Heroes” nie ma. Płyty Sabaton cechowały się chwytliwością
i przebojowością, wystarczy wspomnieć „Coat of Arms” czy „Art
of War”. Ciekawe popisy gitarowe też gdzieś uleciały i zamiast
tego mamy średnich lotów heavy/power metal. Nic nie zdradza
energiczny otwieracz w postaci „Night Witches”,
bowiem jest to mocny utwór nawiązujący do „Art of War”.
Chciałoby się usłyszeć więcej takich kawałków, niestety
im dalej się zagłębimy, tym bardziej uświadczymy wady tego
wydawnictwa. „No Bullets Fly” miał przypomnieć
trochę muzykę Bloodbound, jednak nie przekonało mnie takie
rozwiązanie. Tutaj Sabaton udaje się w łagodniejsze rejony, ale
ciekawe jest to, że refren nie rusza w żaden sposób. To nie
jest typowe dla Sabatonu. Czy tylko mi się już przejadły te utwory
o naszym kraju? Sabaton chyba nie mógł sobie odpuścić i tym
razem mamy „Inmate 4859” i Witoldzie Pileckim, który był
organizatorem ruchu oporu w Auschwitz i dokonał wiele innych ważnych
rzeczy i miło że Sabaton wspomina o nim. Jednak szkoda, że przez
to znów Polacy przez to będą lubić Sabaton, przez to że
tworzą utwory związane z Polską historią, przez to nie patrząc
na to co grają i jak grają. Akurat „Inmate 4859”
jest mało wyrazisty i niezbyt zapadający w pamięci. To już nie
nie taki hit jak „Uprising” czy „40:1”. Sabaton nawet próbuje
swoich sił w balladzie i niestety „The Ballad of Bullet”
nie pasuje do formuły Sabaton, poza tym sam motyw też niczym
specjalnym się nie wyróżnia. Materiał choć krótki i
treściwy, to jednak nie zapada w pamięci i potrafi nieco zanudzić
swoją formą wykonania. Joakim dwoi się i troi żeby album dobrze
brzmiał i miał moc, ale nie jest w stanie odwrócić uwagi od
słabych kompozycji, które nie potrafią nas niczym zaskoczyć
czy zachwycić. Sabaton to jednak marka, która zawsze
dostarcza solidne, soczyste brzmienie i ciekawe okładki i tym razem
też tak jest. Gorzej z utworami, ale z tej dostępnej 10 utworów
też można wyróżnić kilka ciekawych kawałków.
„Smoking Snakes” to jeden z tych ciekawszych
momentów na płycie i nawet refren jest taki typowy dla
Sabaton. To jest właśnie ich styl jaki kocham. „Resist And
Bite” wyróżnia się ciekawą grą gitarzystów
i ostrzejszym wydźwiękiem, za co też go uwielbiam. Hannes Van Dahl
to bardzo dobry perkusista i udowadnia to w szybszym „Soldier
of 3 Armies”. Wiecie co jest najciekawsze? Najlepszym
kawałkiem okazał się wyśmiewany przez nie których singiel
promujący o nazwie „To Hell and Back”. To jest
prawdziwy przebój i Sabaton w najlepszym wydaniu. Utwór
zapada w pamięci dzięki chwytliwemu refrenowi i folkowemu motywowi.
Niby stary Sabaton, ale taki odświeżony i w nieco innej formie.
Szkoda, że cały album nie jest właśnie taki jak ten utwór.
Z tym albumem wielu wiązało nadzieje na wielki album, na
odświeżenie formuły Sabaton, na pozostawienie komercji i nagranie
w czegoś równie mocnego co „Primo Victoria” czy „Attero
Dominatus”. Niestety tylko singiel „To Hell and Back” spełnił
poniekąd składane nadzieje. „Hereos” jest niespójnym i
mało zaskakującym albumem. 4 czy 5 utworów, które
przykuwają uwagę to za mało, zwłaszcza jak na zespół
takiej rangi jak Sabaton. Niestety przegrali bitwę z Civil War, ale
wojna się jeszcze nie skończyła i kto wie może jeszcze Sabaton
wyjdzie z tego pojedynku bohatersko. Jednak ten czas jeszcze nie
nastał, zwłaszcza kiedy Sabaton chyba za bardzo skupia się na
komercyjnym sukcesie, aniżeli takim osiągniętym dzięki znakomitej
muzyce. Co ja tam wiem, album Sabaton pewnie znowu zawróci
polakom w głowie i doprowadzi do szału, który pozwoli
zlekceważyć znacznie ciekawsze albumy w kategorii heavy/power
metal.
Ocena: 5/10
O wile lepiej mi sie tego słucha niż Carolus Rex no i w sumie tyle.
OdpowiedzUsuń...oj tam,oj tam Mistrzu,może jest i wtórnie i przewidywalnie bez wiekszej oryginalności,ale dalej jest w miarę dynamicznie i powerowo.Da się słuchać.
OdpowiedzUsuńWięc volume up i do boju!!! ;) A na koncertach,wiadomo,prawdziwa metalowa wojna na scenie. :D
A pewnie, że tak, ale problem ten sam co z nowym Crystal Viper. Niby to samo co zawsze tylko nie zapada w pamięci. To hell and Back to taka perełka która sie wyróżnia.
OdpowiedzUsuń„Carolus Rex” słaby ??? No nie gadaj chłopie!! Jak dla mnie to potęga!! a ostatniemu Crystal Viper niczego nie brakuje :P :P
OdpowiedzUsuńOstatni udany album Sabaton to "Coat Of Arms". Dalej to już słabo i nowy album słucha się lepiej niż "Carolus Rex" ale co z tego jak nie zapada w pamięci. Crystal Viper brakuje to samo co nowemu Sabaton, a mianowicie utworów o których będę pamiętał po mc. Tutaj wszystko przelatuje i tyle. Ja nie chce żyć tylko daną chwilą, chce wspominać muzykę w myślach.
OdpowiedzUsuńCarolus był dobry, przebojowy i w odświeżonej konwencji. Ten album natomiast słaby, płytki i przaśny, To Hell And Back słusznie wyróżniony, ale i ta melodia w przeszłości w innej wersji się pojawiła, Ocena słuszna, a nawet zawyżona :P Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwww.encyklopediametalu.net16.net