A co powiecie na włoski
heavy metal zakorzeniony w latach 80 i NWOBHM? Nie macie dość
kolejnych zespołów, które starają być jak ich idole
pokroju Iron Maiden, Krokus, czy Judas Priest? A może po prostu
ostatnie wypieki White Wizzard czy Skull Fist nie do końca was
przekonały? Co by was nie motywowało i tak rozwiązaniem jest
debiutancki album Ancillotti zatytułowany „The Chain goes on”.
Już patrząc na tą
klimatyczną i kolorystyczną okładkę tak naprawdę wiemy z czym
mamy do czynienia. Choć na początku pojawia się zwątpienie czy to
faktycznie płyta wydana w tym roku. Wszystko wskazywałoby na lata
80, jednak Ancillotti to stosunkowa młoda formacja założona w 2009
roku z inicjatywy braci Ancillottich i syna Bida Ancillottiego czyli
Briana. Skład uzupełnia gitarzysta Luciano Toscani. Muzyka jest
prosta i przejrzysta. Jest to czysty heavy metal z domieszką hard
rocka i NWOBHM, a wszystko utrzymane w klimatach heavy metalu lat 80.
Słychać wpływy Judas Priest, Iron Maiden czy Krokus i choć jest
to wtórne i przewidywalne granie, to jednak miło się tego
słucha. Solidność, melodyjność widać robi swoje. Bud jako
wokalista brzmi przyzwoicie, choć nie jest to ani techniczne ani
charyzmatyczne śpiewanie. Do tego brakuje mi tutaj porządnego
pazura i agresji. Troszkę lepiej wypada gitarzysta Luciano,
aczkolwiek nie jest on drugim Kk Downingiem czy Glenem Tiptonem.
Słychać pewne nie dociągnięcia i słabsze momenty. Jednym z nich
jest „I dont Wanna Know”. Również
otwierający „Bang Your head” jak na współczesne
czasy brzmi nieco komicznie i tandetnie, ale gdzieś to ma swój
urok. Uwagę przykuwają takie kompozycje jak „Cyberland”
czy „Monkey” gdzie zespół przyspiesza tempo
i stara się nam przypomnieć stare czasy Judas Priest. Ale klasa i
poziom nie ten. Nie brakuje hard rockowych kompozycji i tutaj
znakomicie się sprawdza „Legacy of Rock” czy
„Liar”. Zespół nie radzi sobie w
wolniejszych kompozycjach i tutaj pokazuje wszelkie wady „Sunrise”,
zaś „Warrior” to jeden z tych ciekawszych utworów,
który z kolei przedstawia przebojowe oblicze włoskiej
formacji.
Solidny album i tak
właściwie można podsumować to wydawnictwo włoskiej formacji.
Jest sporo niedociągnięć i zbędnych momentów, ale płyta
jest nawet miła w odsłuchu. To że nie pozostaje za wiele w głowie
i że brakuje godnych za pamiętania killerów to już inna
sprawa. Płyta na jeden raz.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz