Wiele zespołów
co raz częściej bawi się w ponowne wydawanie swoich najlepszych wydawnictw.
Moda ma na celu oczywiście zarobieniu dodatkowych pieniędzy na fanach i
jednocześnie dać możliwość nabycia albumu,
którego kopie dawno się wyczerpały. Taki
zabieg jest często spotykany w dzisiejszych czasach. Freedom Call też
postanowił ponownie wydać swój najlepszy krążek czyli „Eternity”. Na szczęście tym razem obeszło się bez
nagrywania od nowa tego wydawnictwa i psucia czegoś co nie wymaga
poprawki. Postawiono na bogatszą wersję
tego albumu. Dodano kilka bonusów w
postaci wersji koncertowych utworów z
tej płyty, bonusów z albumu „Land of the Crimson Dawn z 2012r no i zupełnie
nowy kawałek. Całość zatytułowano „666 weeks Beyond Eternity”. To okazało się całkiem udanym pomysłem, bo
album sam w sobie jest perfekcyjny i nie wymaga poprawek, a wzbogacenie go
różnymi takimi bonusami jest tylko miłym dodatkiem.
13 lat ma już
„Eterity” a mimo tego czasu jest to wciąż dzieło kompletne i jeden z
najbardziej cenionych albumów Power metalowych. Jest energia, radosny wydźwięk,
ciekawe przejścia, dopracowane aranżacje, jednak największym atutem tej płyty
to jej przebojowość. Fani Gamma Ray czy starego Helloween powinni znać ten
album i docenić jego wartość. Płyta bardzo przypomina stylistycznie te zespoły
i słychać że Daniel Zimmermann sporo
wyniósł z Gamma Ray. Sprawił, że Freedom Call na tym albumie brzmi
dojrzale, jest agresywniejszy i co
ważniejsze rozwinął skrzydła względem dwóch poprzednich albumów. Udało się to
zrobić bez porzucania swoich wartości, tożsamości, pozostając wciąż zespołem
grającym radosny Power metal. Mimo tego, że odszedł Sasha Gerstner, który potem
zasilił Helloween, to jednak Cedric Dupont . Szybko odnalazł się w Freedom Call
i co ciekawe jego popisy z Chrisem są tutaj. Pełne lekkości, finezji i potrafią
porwać słuchacza w prawdziwy wir Power metalu. Podniosłe chórki to też kolejny
atut tej płyty i tutaj za ten aspekt odpowiadał choćby Tobias Sammet czy Oliver
Hartmann. Soczyste brzmienie, takie
nieco w stylu Gamma Ray to kolejna mocna rzecz, która sprawia że album jest
perfekcyjny i najlepszy w dorobku Niemców.
Nowa wersja składa się z dwóch płyt. Pierwsza to ten znany nam wszystkim
album z nieco zmienioną tracklistą pod względem kolejności. Druga to owe bonusy
i ten zupełnie nowy utwór. Skupmy się najpierw na pierwszej płycie, bo to jest
w końcu prawdziwe arcydzieło. Tym razem
całość otwiera instrumentalny „The Spell” co jest słusznym wyborem.
Potem
szybko atakuje nas pierwsza petarda na tej płycie czyli „The eyes
of the World”. To utwór, który
oddaje w pełni styl grupy. Te charakterystyczne melodie, które nie da się
pomylić z żadnym innym zespołem i radosne podejście. Sam ostrzejszy riff już na myśl przywołuje
oczywiście Gamma Ray, co jest największą zaletą nie tylko zaletą tego kawałka,
ale i całej płyty. „Flying High” brzmi jak
nieco mieszanka Gaia Epicus, Hammerfall i Gamma Ray. To kolejny hit i Power metalowa
petarda. Tutaj znakomicie prezentuje
swój talent Daniel Zimmermann, który urozmaica kawałek swoimi partiami i nadaje
odpowiedniej dynamiki. „Island
of Dreams” to kolejny szybki utwór na płycie i znów wyróżnia go
niezwykle chwytliwa melodia. Ten aspekt
został dopracowany i właściwie każda melodia jest zapadająca w pamięci i ukazująca piękno Power
metalu. Marszowy, nieco bardziej epicki „Bleeding
Heart” ukazuje to że zespół potrafi zaskoczyć i urozmaicić
materiał. Nieco słabszy może się wydawać
„Flame
In the night”, który jest nieco
progresywny i bardziej pokręcony. Jednak
jest to też ciekawa kompozycja, która całkiem sporo wnosi do tego
wydawnictwa. Wielkim hitem z tej płyty
jest utrzymany w stylu Gamma Ray czy Edguy „Metal Invasion”, który
jest tym co fani Power metalu kochają.
Również pozytywne emocje wywołuje energiczny „Ages of Power”, który
zaskakuje pomysłowym riffem i Helloweenowym klimatem. Jest jeszcze klimatyczna ballada „Turn back The Time”, mocno
zakorzeniony w stylu Kaia Hansena „Warriors” i największy hit zespołu
czyli „Land of The Light”. Druga płyta to w sumie nic tylko bonusy,
gdzie głównym daniem jest nowy kawałek zatytułowany „666 weeks Beyond eternity”,
który pasuje do tego wydawnictwa i to bardzo. Dalej mamy koncertowe wersje
kawałków z Eternity i utwory Freedom
Call zagrane przez Neonfly czy Powerworld.
Tak więc jest to bogata wersja „Eternity”.
Nie ma cie w
swojej kolekcji jeszcze najlepszego albumu Freedom Call? Cóż zespół wychodzi naprzeciw
waszym potrzebom i wydaje ponownie ten album, tylko że w bogatszej wersji z
bonusami. Bardzo udane wznowieniem tego klasyka, który jest kultowym dziełem w
kategorii Power metalu i szczytowe osiągnięcie Freedom Call. Polecam
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz