Kwestię czasu było
kiedy tak naprawdę światło dzienne ujrzy drugi album brytyjskiej
formacji Gloryhammer prowadzonej przez lidera Alestorm. Christopher
Bowes stworzył swoją wersję kapeli grającej czysty, melodyjny
power metal zakorzeniony w twórczości Rhapsody, Hammerfall,
Helloween, czy właśnie Freedom Call. Debiut z roku 2013 okazał się
miłą niespodzianką jeśli chodzi o takie granie. Czy udało się
utrzymać formę na „Space 1992: Rise of the Chaos Wizards”?
48 słodkiego power
metalu z duża dawką pozytywnej energii, chwytliwych melodii i
porywających refrenów to jest to co nas czeka na nowym
albumie. Nie ma eksperymentów, czy prób tworzenia
czegoś nowego i właściwie mówimy tutaj o swoistej
kontynuacji tego co zespół zaprezentował na poprzednim
albumie. Christopher wciąż odpowiada za klawisze i tworzenie całej
tej melodyjnej i epickiej otoczki. Nie brakuje odesłań do klasyki,
nie brakuje rycerskiego klimatu ani też przebojów. Po
krótkim intrze atakuje nas słodki, rozpędzony i podniosły
„Rise of The Chaos Wizards”, który ma sporo
elementów z starego Rhapsody. Miło słyszeć, że ktoś
potrafi przywrócić tamte lata, tamten styl i poziom. Nie ma w
tym nic oryginalnego, może klawisze są zbyt słodkie, ale słucha
się tego przyjemnie i pojawia się uśmiech na twarzy. Fani
Hammerfall czy Timelless Miracle pokochają marszowy i rycerski
„Legend of the Astral Hammer”. Przebój
właściwie goni przebój i za każdym razem pojawia się coraz
ciekawsza melodia i pojedynki na solówki też jakby bardziej
zagorzałe. Słychać to bardzo dobrze w szybkim „Goblin King
of Darkstorm Galaxy” czy ostrzejszym „The Hoolywood
Hootsman”, który ma pewne cechy Alestorm. Kiedy
myślimy że zespół popadnie w powielanie motywów, a
tu nagle atakuje nas takim ostrym riffem w „Questlords of
Inverness, Ride to the Galactic Fortress!”. Tytuł może i
odstrasza, ale muzyka to kwintesencja power metalu i to co kiedyś
prezentował z sobą Freedom Call czy Rhapsody. Świetna mieszanka
wielkich kapel w jednym utworze. Słodkość i dyskotekowe klawisze z
dominowały „Universe on fire” i tutaj zespół
przekroczył granice dobrego smaku. Echa Sabatonu pojawiają się w
„Apocalypse 1992”, zaś „heroes”
ma coś z Gamma ray i Hammerfall.
Gloryhammer to zespół
który jednych będzie śmieszyć, że kiczowaty i będący
kalką znanych wielkich kapel z kręgu power metalu. Druga cześć
słuchaczy doceni potencjał i będzie się cieszyć, że w końcu
ktoś godnie odtwarza power metal europejski z połowy lat 90. Nic
nowego nie dostajemy na nowym albumie Gloryhammer, ale czy tego
chcemy? Czy może frajdą dla nas jest posłuchać nowego Hammerfall
czy Rhapsody pod nazwą właśnie Gloryhammer?
Ocena: 8/10
como faço pra baixar o album
OdpowiedzUsuń