Istnienie Firewind na
daną chwilę stoi pod znakiem zapytania i raczej nie prędko
dostaniemy nowy album tej formacji. Lider tej kapeli czyli uzdolniony
gitarzysta Gus G realizuje się w karierze solowej. Wydany w roku
2014 „I am the Fire” nie wzbudził większego zainteresowania i
przeszedł bez większego echa. Brak hitów, niezbyt
przekonująca formuła i zboczenie Gusa G z tego co wyznaczało jego
własny styl sprawiło że poniósł klęskę. Co ciekawe
wyprawa w nowe rejony nic go nie nauczyła, bowiem w tym roku znowu
atakuje nas nowym albumem. „Brand New Revolution” to żadna
rewolucja i właściwie mówimy tutaj o swoistej kontynuacji
poprzedniego albumu. Kontynuacja ta przejawia się nie tylko w stylu,
ale też niestety jakości prezentowanej muzyki. Gitarzysta Firewind
właściwie na nowym albumie starał się wcisnąć więcej
nowoczesnego metalu, więcej charakterystycznych zagrywek i może
choć trochę przypomnieć stary Firewind. Niestety zbyt dużo
kombinowania, przesadzenie w nowoczesnej konwencji i spora ilość
hard rocka przesądziła o wartości tego krążka. Na pewno do
plusów należy zaliczyć okładkę, która jest
utrzymana w duchu Firewind, czy też brzmienie, które nadaje
całości odpowiedniej mocy. Pomówmy jednak o samej zawartości
bo ta jest tutaj najbardziej intrygująca. 12 w miarę zróżnicowanych
utworów nie jest w stanie nas porwać w żaden sposób.
Co z tego, że energiczny „The Quest” ma w sobie
ducha Firewind? Jak zaraz wszystko psuje nijaki „Brand New
Revolution”, który ma być przykładem nowoczesnego
heavy metalu. „Burn” w swojej mroczniejszej
stylizacji przypomina ostatni solowy album Ozziego i to akurat spory
atut tego kawałka. Nie brakuje mocniejszych riffów, popisów
gitarowych co pokazuje „What Lies Below”. Paradoks
tkwi, że jest to jeden z najsłabszych momentów tej płyty i
można doznać szoku jak poziom obniżył człowiek, który
skomponował takie hity „Tyranny” czy „Into The Fire”. Ciężko
na tej płycie o hit i właściwie jeden utwór zasługuje na
to miano i jest to „if it ends today” , który
ma w sobie chwytliwy i zapadający w głowie riff i bardziej żywy
refren. To jest właśnie to co chciałbym usłyszeć na tym albumie,
ale w większej ilości. Niestety płyta wlecze się i nudzi od
samego początku. Nawet obecność znanych wokalistów nie
zmieniła tego.
Ocena: 2.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz