Patrzę na szatę
graficzną płyty „Army fo darkness” wydaną przez belgijski band
o nazwie Obsidian i stwierdzam że bije z tej płyty taki klasyczny
wyraz. Okładka nie zwykle prosta, budząca grozę i oddająca hołd
dla okładek z lat 80. To już na samym wstępie zwiększa
zainteresowanie płytą i naprawdę zasługuje ona na to by jej
posłuchać. Dlaczego? Co może nam zaprezentować kolejna młoda
kapela wzorująca się na swoich idolach z lat 80? Czy są wstanie
wyróżnić się na tle wielu kapel tego typu? Enforcer,
steelwing, Striker czy Skull Fist i wiele innych kapel mają niemal
podobny styl i dlatego by dostać się do tej grupy trzeba mieć
pomysł na siebie i na muzykę. W dodatku trzeba mieć umiejętności
i dar do tworzenia hitów. Jak jest z Obsidian? Cóż
słowa to za mało by w pełni opisać wrażenie, dlatego najlepszym
sposobem na to jest sięgnięcie po ich debiutancki album „army of
Darkness” który jest hołdem dla lat 80.
Belgijska formacja w
tamtym okresie słynęła z porządnych speed metalowych kapel i
Obsidian nie odcina się od tej historii. W ich muzyce pełno
patentów wyjętych z heavy/speed metalu. Słychać echa Acid,
Bad Lizard czy Crossfire. Obsidian na tle wielu innych kapel jakie
grają ws tylu lat 80 wyróżnia się tym, że w swojej muzyce
wtrącają sporo elementów thrash metalu. Jest agresja,
odpowiednia motoryka, no i to co wygrywa Francisco na swojej gitarze
jest tylko niezbitym dowodem na istnienie thrash metalu w muzyce
Belgów. Wcale nie słychać że to pierwszy album tej
formacji, bowiem płyta jest energiczna, wypchana mocny riffami i
melodyjnymi solówkami. Cały czas utrzymane są wysokie obroty
jeśli chodzi o szybkość, a jakość w żaden sposób nie
cierpi. Słychać, że muzycy są doświadczeni i wiedza co chcą
robić i wiedzą jak zainteresować słuchaczy. Wad nie uświadczymy
i właściwie można mówić tutaj tylko o zaletach. Otwieracz
na tego typu płytach odgrywa kluczową rolę. Pierwsze wrażenie i
pierwszy kontakt z zespołem to nie przelewki i trzeba podejść do
tego z powagą. Zespół postawił na szybki i rytmiczny „End
of Days” i to dobry wybór. Utwór jest prosty,
chwytliwy a w dodatku nie ukazuje jeszcze w pełni zainteresowań
zespołu thrash metalem. Speed metalowy „Get in the Pit”
ma coś z starego Motorhead co jest ciekawym zjawiskiem, który
działa na korzyść płyty. Bardzo podoba mi się to co wyprawia
perkusista Mike Lopez na płycie, zwłaszcza w rozpędzonym „Fix
Me Up”, który już bardziej uwidocznia
zainteresowania thrash metalem. Do grona perełek na pewno trzeba
zaliczyć szybki „I want it all” czy nieco punkowy
„Repeat after me ... i am free”.Bardzo klasycznie i
speed metalowy brzmi świetny „Army of Darkness”,
który jest moim prywatnym faworytem z tej solidnej i równej
płyty. Utwór ten znakomicie ukazuje umiejętność tworzenia
hitów, a także potencjał kapeli. Na koniec mamy bardziej
stonowany i heavy metalowy „Evil that lies within”,
który wnosi nieco urozmaicenia do całości.
To się nazywa naprawdę
udany debiut, który nie nudzi, tylko mocno zapada w pamięci.
Prosty, treściwy krążek, który utrzymany jest w klimacie
lat 80. Jego urok polega na tym że jest to bardzo szczere granie
przesiąknięte speed/heavy/ thrash metalem. Ta mieszanka jest tutaj
dobrze wyważona i obyło się bez wpadki czy nie potrzebnej pomyłki.
Belgijski Obsidian ma bardzo dobry start, ma potencjał na coś
więcej i mam nadzieję że kolejne albumy będą tylko kolejnym
krokiem w ich rozwoju i w osiągnięcia zasłużonego miejsca w
belgijskiej scenie metalowej. Gorąco polecam.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz