poniedziałek, 24 czerwca 2024

SEVEN SPIRES - A fortress called Home (2024)


 Adrienne Cowan to charyzmatyczna i utalentowana wokalistka, która obecnie znów jest w trasie z Avantasia, ale trzeba pamiętać że ta wokalistka ma swój band o nazwie Seven Spires. Ta amerykańska jest na scenie od 2013r i dorobili się 4 płyt, a wszystko utrzymane w klimatach symfonicznego metalu, gdzie są też echa choćby melodyjnego death metalu i w zasadzie band wypracował swój styl. jest w tym wszystkim mrok, nutka progresywności. Seven Spires w tym roku wydał swój 4 album studyjny zatytułowany "A fortress called home". Wykonanie, jakość i same kompozycje sprawiają, że jak dla mnie to jest najlepszy album tej formacji.

Kocham takie okładki przesiąknięte tajemniczością, grozą i mrokiem. Tutaj to wszystko jest i czuje się zaproszony by sięgnąć po nowe dzieło Seven Spires. Brzmienie też mocne, dopieszczone i każdy dźwięk nabiera charakteru i nabiera mocy. Adrienne jest w znakomitej formie wokalnej, do tego Peter De Reyna wspiera ją w  partiach wokalnych, a gitarzysta Jack Kosto stara się tworzyć odpowiedni klimat. Trzeba przyznać, że Jack pokazuje swój potencjał i znajdziemy tutaj sporo wartych uwagi riffów, motywów gitarowych. Jest zagrane z pomysłem i nie brakuje w tym wszystkim urozmaicenia i powiewu świeżości. Band dołożył sporo starań by całość była klimatyczna, zadziorna i nie opierała się na jednym motywie. Dobra robota.

Przede wszystkim słuchając płyty można wyłapać sporo killerów. Jednym z nich jest podniosły i pełen ozdobników "Songs Upon Wine - Stained Tongues". Balansowanie na pograniczu symfonicznego metalu i melodyjnego death metalu, to jest coś co dobrze wychodzi Seven Spires. Imponuje też pomysłowy i niezwykle przebojowy "Almosttown" i to brzmi jak stary dobry Nightwish. Same melodie, wykonanie i jakość stoją tu na wysokim poziomie. Mrok, stonowane tempo i klimat grozy biorą górę w przeszywającym "Impossible Tower".  Band przyspiesza i pokazuje pazur w rozpędzonym "Architect of Creation" i to kolejny killer z tej płyty, który warto wyróżnić. Prosty i chwytliwy "Portrait of us" też potrafi zapaść w pamięci i to budowanie klimatu, napięcia jest tutaj naprawdę bardzo dobre. Druga część płyty już troszkę bardziej emocjonalna, wyważona i troszkę łagodniejsza. Mamy balladę "Emerald Necklece" i to akurat dobry, rockowy kawałek, ale też nic ponadto. Gdzieś tam echa Within Temptation słychać w nieco progresywnym "No place for Us". Całość wieńczy rozbudowany i nieco również utrzymany w progresywnym charakterze "The old Hurt of being left Behind". Od pierwszych sekund czuć, że to symfoniczny metal, ale taki z rozmachem i pomysłem. Nie ma miejsca na nudę.

Seven spires wyrobił sobie już markę i są rozpoznawalni. Adrienne to świetna wokalistka i nawet ze słabego kawałka jest w stanie coś wycisnąć. Całość jest dojrzała, przemyślana i w zasadzie ciężko wytknąć jakieś gnioty. Fakt dodałby więcej killerów, może troszkę szybszych kawałków, ale to już gdzieś tam każdego indywidualne odczucia. Na pewno znajdziemy tutaj wartością muzykę, która potrafi wyrwać z kapci, ale też złapać za serce i wprowadzić stan zadumy. Każdy znajdzie coś dla siebie, a Seven Spires pokazuje swoją klasę.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz